ATEST Ochrona Pracy

19 kwietnia 2024 r.

[Prenumerata] [Spis treści]     

 

Kto jest kim w ochronie pracy

ATEST Ochrona Pracy

Kto jest kim

Lista nazwisk w bazie danych "Kto jest kim"

ATEST 4/1999

Bolesław Hancyk

Bolesław Hancyk
Bolesław Hancyk

Kiedy spotkałem się z inż. B. Hancykiem w gmachu głównym NOT przy ul. Czackiego w Warszawie, w ciągu godziny miałem sposobność do emocji zupełnie z sobą sprzecznych. Oto wchodziłem do budynku, którego widok przywoływał czasy świetności polskich inżynierów, nazwiska takie jak E. Kwiatkowski (premier, budowniczy "Azotów"), J. Tymowski (budowniczy polskiego przemysłu zbrojeniowego), wynalazca T. Rut albo Nowak (ten od pras). Teraz w tym budynku funkcjonuje m.in. bilard i firmy, które w dawnym NOT nie mogłyby się znaleźć. Prestiż inżyniera spadł zastraszająco. Ze znanych postaci publicznych inżynierami są np. M. Krzaklewski czy W. Pawlak, ale doprawdy znajomość ich nazwisk nie wynika z wiekopomnych osiągnięć inżynierskich.

A jednak wyszedłem z NOT-u z przekonaniem, że pozostając zwykłym inżynierem - w sensie ograniczenia się do swojej dziedziny i braku zainteresowania awansem na stanowiska kierownicze - można być Europejczykiem. Słowo "inżynier" także w Polsce może brzmieć dumnie. Doszedłem do tego przekonania po spotkaniu z inż. B. Hancykiem.

Jak się robi taką karierę zawodową? Okazuje się, że nieefektownie - po prostu pracą. B. Hancyk ukończył w Warszawie liceum im. Władysława IV, po czym pomaturalną Szkołę Techniczną w zakresie technologii chemicznej. Rozpoczął pracę (1959) w Instytucie Przemysłu Organicznego, gdzie zajmował się tworzywami sztucznymi i lekką syntezą organiczną. Trafił na szefów, którym wiele zawdzięcza, był przecież technikiem, a w instytucie zajmują się oni zwykle dość prostymi czynnościami - zmontowaniem aparatury, pilnowaniem procesów, których koncepcję przygotowuje zwykle ktoś inny. Szczęście B. Hancyka polegało na tym, że powierzano mu zadania wymagające rozwiązywania problemów: musiał np. samodzielnie prowadzić poszukiwania informacji w fachowej literaturze w kilku językach, co później bardzo zaprocentowało. Przełożeni przychylnie patrzyli na jego zaoczne studia w Wydziale Chemicznym Politechniki Warszawskiej. Przykro powiedzieć, ale ludzie, którzy mu wówczas pomogli, zmuszeni byli opuścić nasz kraj w 1968 roku. Tak to wielka polityka zostawia ślady do dziś w losach poszczególnych ludzi.

Mgr inż. B. Hancyk w połowie lat siedemdziesiątych zajął się dużym tematem: przygotowywał w kilkuosobowym zespole "Karty charakterystyki materiałów niebezpiecznych". Pamiętam, jak wówczas brakowało w zakładach elementarnej informacji.

To zainwestowanie przez B. Hancyka w wiedzę z zakresu bezpieczeństwa chemicznego spowodowało, że w roku 1984 został jako jedyny stały przedstawiciel Polski członkiem genewskiego Komitetu ds. Przewozu Materiałów Niebezpiecznych. Funkcję tę pełni do dziś.

W swoim instytucie wraz z kilkuosobowym zespołem przygotował system klasyfikacji zagrożeń TENCLEV. Z mojej wiedzy w tym zakresie wynika, że obecnie mamy nadmiar tego rodzaju systemów, a sytuacja przypomina tę z rynku proszków do prania - każdy producent chwali swój produkt jako najlepszy. B. Hancyk twierdzi, że TENCLEV jest stosunkowo prosty, bo adresowany głównie do robotników i majstrów. Katastrofy ekologiczne, choćby takie, jak w Bhopalu czy Seveso zostały spowodowane zaniedbaniami na najniższych produkcyjnych stanowiskach. - Cóż z tego, że system jest wspaniały na papierze, kiedy robotnik nie jest tak naprawdę w stanie docenić jego znaczenia - mówi B. Hancyk.

Najbardziej angażuje go obecnie przygotowanie Umowy Europejskiej ADR (zał. 1 i 3), czyli około 2 tysięcy stron tekstu, naszpikowanego konkretami. Jego wiedza jest dyskontowana także na wyższych uczelniach - pełni funkcję swojego rodzaju visiting professor w Politechnice Warszawskiej i w Politechnice Łódzkiej. Prowadzi tam zajęcia z bezpieczeństwa chemicznego.

Zarazem nie unika pracy społecznej. Przez dwie kadencje (1981-1988) był wiceprzewodniczącym Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Chemicznego. Do dziś w tym związku przewodniczy zespołowi przyznającemu uprawnienia specjalistyczne, ale, jak mówi ze smutkiem, ostatnio nie ma chętnych do uzyskania takich uprawnień. Zapewne ten papier niczego już nie ułatwia.

W Polskim Komitecie Normalizacyjnym B. Hancyk uczestniczy w pracach komisji ds. bezpieczeństwa chemicznego. Jest autorem licznych artykułów w czasopismach fachowych, m.in. w "Przemyśle Chemicznym", "Bezpieczeństwie Pracy". Również na naszych łamach zamieszcza wnikliwe, nie pozbawione polemicznego charakteru artykuły.

Okazuje się, że B. Hancyk wcale nie czuje się "urodzonym" chemikiem. Miał po prostu dobrego nauczyciela chemii w szkole podstawowej, takiego, który przeprowadzał ciekawe demonstracje co pobudzało zainteresowania uczniów. Jeszcze w liceum wahał się, czy nie wybrać którejś ze specjalności historycznych - może archeologię, może etnografię. Lubi konkrety, coś, co można dotknąć i opisać. Ma pokaźną bibliotekę historyczną - a w niej najwięcej autorów starożytnych.

Wcale nie zabiega o promocję swojej osoby, a przecież zgłaszają się do niego zagraniczne firmy z prośbą o ekspertyzy i opracowania. Dlatego zwiedza świat w stylu trochę innym niż przeciętny polski inżynier. Za pośrednictwem niemieckiego biura podróży o wysokim standardzie usług organizuje sobie egzotyczne eskapady. Wynajmuje samochód, na przykład w Tajlandii, i dalej w swoich wędrówkach ma wszystko dopięte na ostatni guzik. Z łatwością porusza się po całym świecie.

Można więc robić swoje, w inżynierskiej specjalności nie szukać awansu za wszelką cenę i mieć satysfakcję oraz odpowiedni standard życiowy. Szkoda, że w Polsce tego rodzaju drogę zawodową spotyka się ostatnio bardzo rzadko.

 
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2024

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58387845