ATEST Ochrona Pracy

28 marca 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 12/2023

Kanalarz. Już nie Jan Serce

Nieczęsto się zdarza, żeby nowoczesne urządzenia i techniki tak rewolucyjnie zmieniły pracę w jakimś zawodzie. Zawód kanalarza kojarzy się z ciężką pracą w wąskich i niebezpiecznych kanałach pod ulicami miast. Jednak obecnie do kanałów schodzi się o wiele rzadziej niż przed laty, czyści się je przy pomocy specjalistycznych samochodów, nie schodząc pod ziemię. W pracy wykorzystuje się też roboty i komputery.

Kanalizacja w Krakowie nie jest bardzo stara, zaczęła powstawać około roku 1900; wcześniej królowały rynsztoki. "Najpierw układ kanalizacyjny opierał się na tzw. kanałach blokowych. Były to kanały w obrębie starego miasta; dwa główne, zlokalizowane na terenie Plant, odprowadzały ścieki do Wisły. W kamienicach kanały przebijano w ścianach, krakowskie piwnice były zbyt głębokie, żeby pod nimi kopać kanalizację" - mówi Janusz Łabiniec, wicedyrektor MPWiK ds. kanalizacji i oczyszczania ścieków. Część kanałów wywodzi się z rynsztoków, miasto się podnosiło, a rynsztoki zabudowywano, uzyskując w ten sposób kanały. Wraz z budową wałów wiślanych, podjętą przez Austriaków, rozpoczęła się przebudowa systemu kanalizacyjnego miasta. Ostatnie kanały w ścianach budynków zlikwidowano dopiero w latach siedemdziesiątych, odkrywając przy okazji wiele ogromnych siedlisk szczurów. A większość krakowskich kanałów powstała właśnie po roku 1970. Miasto sukcesywnie remontuje i rozbudowuje sieć kanałów; gruntownie remontuje się około 10 km kanałów rocznie. Kraków się rozrasta, przybywa ludzi, więc potrzeba coraz więcej kanałów - każdy mieszkaniec zużywa średnio 175 litrów wody na dobę.

Pogotowie kanalizacyjne

Praca kanalarza Furgonetką jeździmy po mieście, przyglądając się zwykłej pracy związanej z eksploatacją kanałów i oglądając ważne punkty w systemie kanalizacji. W samochodzie jest wszystko, co potrzebne do zejścia do kanałów: kombinezony, latarki, kalosze, rękawice. "Na wyposażeniu tego samochodu znajduje się również urządzenie do wykrywania nielegalnych zrzutów ścieków do kanalizacji" - mówi Wojciech Treśka, kierownik Zakładu Sieci Kanałowej. Ludzie wypróżniają do sieci swoje przydomowe szamba, często z gęstym osadem, co powiększa i tak dużą ilość osadów w sieci i zmniejsza jej przepustowość.
Zatrzymujemy się nad Wisłą, wciskamy w lekkie, nieprzemakalne kombinezony z cienkiej włókniny, ubieramy kalosze i z latarkami w rękach wchodzimy do wielkiego i głębokiego kolektora, w którym zaczyna się syfon do "przeciskania" ścieków pod dnem rzeki. W środku dopiero widać, jak wiele pracy włożyli Austriacy na przełomie XIX-XX wieku w wybudowanie tego wielkiego systemu. Przy okazji oglądamy miejsce, w którym Spielberg kręcił sceny do "Listy Schindlera". Procedura schodzenia do kanałów opracowana została tak, aby zapewnić pracownikom maksymalne bezpieczeństwo: zaopatrzeni w odpowiednie ubiory ochronne i latarki otwierają klapy i do kanału wkładają najpierw mierniki gazu. Pod włazami może zgromadzić się metan, a z osadu w kanałach wydzielać np. siarkowodór; poza tym inne gazy mogą wydzielać się ze ścieków przemysłowych. Wprawdzie zgodnie z przepisami zakłady powinny zgłaszać, kiedy i jakie ścieki przemysłowe spuszczają do kanalizacji, ale praktycznie nigdy tego nie robią. Poza tym pracownicy wyposażeni są w krótkofalówki, żeby ten na dole miał ciągły kontakt z kimś na powierzchni. Do kanału powinno się wchodzić w szelkach bezpieczeństwa, przypiętych do liny, żeby można było wyciągnąć pracownika, gdyby uległ wypadkowi albo zasłabł. Także z tego względu włazy i studzienki rewizyjne mają 1,2 m szerokości, żeby poszkodowany nie zaklinował się podczas ewakuacji.

Nie do wszystkich kanałów da się wejść, dzieli się je na przełazowe i nieprzełazowe. Niektóre kolektory są tak duże, że można by jeździć po nich ciężarówką albo puścić w środku linię tramwajową, mają one 4,5 m szerokości i 4 m wysokości, a niektóre mniejsze kanały przełazowe pozwalają ludziom na swobodne poruszanie się (2 m × 1,8 m; 1,8 m × 1,2 m). Jeden z takich wielkich kolektorów ma wylot nad Wisłą. Nie płyną już nim ścieki, lecz służy jako upust awaryjny, gdy wskutek większych opadów deszczu przepełnia się system kanalizacyjny. Wylot zabezpieczony jest klapą, która nie dopuszcza do wlania się wody z rzeki do kanału, gdy Wisła przybiera. Na zrzucenie ścieków do Wisły trzeba każdorazowo uzyskać zgodę ochrony środowiska.

Linka i wiaderko

Osiemdziesięciu kanalarzy zatrudnionych w krakowskim MPWiK ma do dyspozycji sporo nowoczesnych urządzeń. Zasadniczo w kanałach wykonuje się dwa typy prac: remontowe i eksploatacyjne; z nimi związane jest stałe monitorowanie sieci. Prace eksploatacyjne to głównie czyszczenie kanalizacji.

Średnia głębokość posadowienia kanałów to 4 metry pod ziemią. Już to daje wyobrażenie o ciężkiej pracy kanalarzy, którzy musieli czyścić i konserwować kanały przy użyciu prostych narzędzi. Gdy praca nie była zmechanizowana, czyszczeniem kanałów zajmowały się pięcioosobowe brygady, posiadające oprócz podstawowego zestawu narzędzi środek transportu - najpierw był to koń z wozem, później jakaś mała furgonetka. Dawniej, żeby rozpocząć czyszczenie kanału dwaj pracownicy musieli wejść do sąsiadujących ze sobą studzienek rewizyjnych. Jeden z nich z niewielkich elementów składał długą tyczkę i przepychał ją przez kanał tak, żeby dotarła do drugiego. Na końcu tyczki przywiązywał linkę, a drugi pracownik, składając tyczkę, przyciągał linkę do siebie. Z jednej strony, na powierzchni, linkę zakładano na kołowrót, z drugiej, w kanale, przyczepiano do niej wiadro albo czyszczak przypominający kotwicę. Zaczynano od małego wiadra, żeby się nie zaklinowało i stopniowo przyczepiano coraz większe; trzeba było je przeciągnąć przez kanał wiele razy. Każde wiadro miało dziurki w dnie, aby zabierać jak najmniej wody. Osad tymi wiadrami wyciągało się na zewnątrz, ładowało na samochód i wywoziło.

Z kamerą i rurą przez kanały

Kamera w kanałach Wszystkie kanały budowane są ze spadkiem, żeby ścieki mogły spływać grawitacyjnie. Na dnie zbierają się osady, które trzeba okresowo wybierać. Pracownicy, żeby to zrobić, nie muszą wchodzić do kanału. Nad właz podjeżdżają specjalnym samochodem, który ma zbiornik z wodą i gumową rurę z dyszą na końcu. Rurę wkłada się na dno kanału przez otwór rewizyjny i puszcza wodę pod ciśnieniem. Woda, wypływając pod ciśnieniem (od 70 do 120 atmosfer) z otworków dyszy, ciągnie rurę w głąb kanału. Ciągnąc rurę z tym "parasolem" wodnym z powrotem, zbiera się wszystkie zanieczyszczenia w jedno miejsce, pod otwór rewizyjny. Obsługa drugiego samochodu za pomocą rury o sporej średnicy zasysa te nieczystości i wywozi je do oczyszczalni ścieków. W Krakowie pracują już też samochody, które zarówno czyszczą kanały, jak i wybierają osady, a odwirowując i filtrując wodę wykorzystują ją do czyszczenia - pozwala to na oszczędności i jest przyjazne dla środowiska. Do takiego czyszczenia kanałów wystarczy dwóch ludzi, no i praca jest bezpieczniejsza, bo nie trzeba schodzić pod ziemię. Sterowanie urządzeniami zamontowanymi na samochodzie ułatwia ergonomiczna końcówka z gumowymi przyciskami, którą kładzie się na ulicy obok włazu tak, że nogą można uruchamiać zasysanie nieczystości i czyszczenie strumieniem wody.

Właściwie tylko te najnowocześniejsze wozy nadają się do pracy w zimie, nawet gdy temperatura spada do -20° C. Oprócz zamkniętego obiegu wody mają szereg podgrzewaczy, m.in. w wężu i w pompach. Jeśli do jakiegoś kanału nie da się dojechać (jest np. zbyt grząsko dla dużego samochodu), to pracownicy korzystają z przenośnych, mniejszych urządzeń. Przy wozach starszego typu podczas wyciągania nieczystości z kanału jest jeszcze stosunkowo duży hałas, więc pracownicy wyposażeni są w ochronniki słuchu.

Odsuwam drzwi i zaglądam do samochodu stojącego nad studzienką na jednym z osiedli. W środku pracownik z uwagą wpatruje się w monitory telewizji przemysłowej i komputera. Wszystko wygląda jak skromniejsza wersja wozu transmisyjnego telewizji, a zastępuje pracę ekipy, która musi zejść do kanału i przeglądać jego ściany metr po metrze, brodząc w ściekach i notując uszkodzenia. Nie da się tego robić w kanałach nieprzełazowych, a kamera dotrze wszędzie. Zamontowana na specjalnym wózku z czterema kołami przypomina trochę kreta i każdego roku pokonuje wiele kilometrów w kanałach, rejestrując uszkodzenia, przebicia korzeni, nawarstwienia się osadów, spadek kanału i …szczury. Wózek z kamerą jest dość ciężki, więc samochód trzeba ustawić nad włazem i powoli spuszczać urządzenie do kanału, używając wciągarki i pomagając sobie kablami zasilania. W samochodzie zamontowane są dwa panele sterowania kamerą, można jechać szybciej, wolniej, "patrzeć" w różne strony, robić zbliżenia. Kamera ma oczywiście swoje własne reflektory. Obraz z kamery jest nagrywany na taśmy video, można go zapisywać cyfrowo w komputerze, robić zdjęcia i kolorowe wydruki z odpowiednimi raportami, zawierającymi m.in. dokładne dane o miejscu i czasie filmowania. Na podstawie analizy filmów podejmuje się decyzje o remontach bieżących i kapitalnych. Telewizję przemysłową wykorzystuje się także do odbioru nowo wybudowanych odcinków kanalizacji. Dokładne sprawdzenie kanałów ma duże znaczenie - chodzi o to, żeby były szczelne, gdyż przesiąkanie wód gruntowych dodatkowo obciąża sieć i przepompownie, zwiększając koszty.

W ramach remontów bieżących kanalizacji pracownicy wymieniają włazy, które ulegają zużyciu, są "wybijane" przez samochody. Kiedyś trzeba było robić to częściej i przy użyciu prostych narzędzi. Obecnie włazy są trwalsze, montuje się je ze specjalnymi gumowymi uszczelkami. Nie trzeba już rozbijać asfaltu kilofem (używa się młotów pneumatycznych) i wozić całej maszynerii do podgrzewania asfaltu (kupuje się specjalną mieszankę w workach). Trzeba też wymieniać stopnie w studzienkach rewizyjnych i przepychać przyłącza domowe.

Remonty kapitalne

Rękaw... Po przeglądzie telewizyjnym widać, gdzie kanał popękał, gdzie poprzerastały korzenie (wprawdzie nad kanałem nie powinno się sadzić żadnych drzew, ale to tylko teoria). Wyznacza się wtedy odcinki, które trzeba naprawić. Większość tych remontów wykonuje się obecnie metodą bezrozkopową. Specjalizujące się w tym firmy do wyczyszczonych i osuszonych kanałów wprowadzają nasączone żywicami rękawy z odpowiednio wzmocnionej tkaniny. Potem do takiego rękawa pompuje się parę pod ciśnieniem, a żywice uaktywniają się i "przyklejają" rękaw do ścian kanału. Żywice utwardzają się i stary kanał zyskuje nowe, bardzo trwałe ścianki. Rękawy są odporne na korozję i uszkodzenia mechaniczne. Przy tej pracy ludzie nie muszą wchodzić do kanałów, przegląd przed i po włożeniu rękawa wykonuje się przy użyciu kamery. Dziury w rękawie do bocznych odgałęzień kanału wycina robot zaopatrzony w kamerę i sterowany z powierzchni. Firmy instalujące te rękawy dają 10 lat gwarancji, ale dyr. Łabiniec twierdzi, że kanały wzmocnione rękawami wytrzymają o wiele dłużej. Poza tym kolejny remont można wykonać podobną metodą, wprowadzając do kanału cieńszy rękaw.

Dawniej remonty kapitalne kanałów wiązały się z wieloma zagrożeniami. Zniszczone kanały trzeba było po prostu odkopać, rozbić i zbudować nowe. A to trwało długo, angażowało wielu ludzi, wiązało się z głębokimi wykopami, koniecznością ich zabezpieczenia itd. Teraz jedyne wypadki przy pracy to stłuczenia i skaleczenia. Wcześniej oprócz poważniejszych zdarzeń przy pracach budowlanych zdarzały się również zatrucia oparami po jakimś niezgłoszonym zrzucie ścieków przemysłowych. Do dzisiaj w MPWiK pamięta się pracownika MPO, który wyleciał w powietrze, gdy pracował przy wylewaniu ścieków z wozu asenizacyjnego i zapalił papierosa, a jakiś zakład w pobliżu wypuścił do kanalizacji ścieki z benzyną. Pracownik się poparzył, ale wyszedł z tego groźnego wypadku cało. O tym, że ryzyka nie da się całkowicie wyeliminować, świadczy wybuch spowodowany przez osobę postronną. Pracownik odkrył właz kanału na trawniku przy jednej z ulic, przechodzący obok mężczyzna wrzucił tam niedopałek papierosa, a że w kanale zebrało się pod włazami sporo metanu, to po wybuchu szereg włazów wystrzeliło jak korki od szampana. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Grawitacja nie wystarczy

Duża cześć ścieków w Krakowie spływa grawitacyjnie, przepompowni jest mało. Jednak są takie miejsca, że ścieki trzeba przepompowywać, bo kanały w dużym mieście rozgałęziają się coraz bardziej i poszczególne nitki ciągną się daleko od głównych kolektorów. Przepompownie są też przydatne ze względu na różnice poziomów w mieście. Mieszczą się w ziemi, na zewnątrz widać tylko klapy i ogrodzony teren. Przepompownie są bezobsługowe, sterowane automatycznie. Jednak, żeby zapewnić ciągłość pracy, trzeba będzie zatrudnić ochroniarzy i wprowadzić telewizję przemysłową: złodzieje zaczęli interesować się szafami z automatyką.

Na koniec wciskamy się do kanału w centrum miasta, niedaleko kościoła Franciszkanów, na Plantach. Tu są stare miejskie kanały, które jeszcze z powodzeniem spełniają swoją rolę. Ściany wykonane są z czerwonej cegły, dno wyłożono dopasowanymi odłamkami wapienia. Szczury pojawiają się w świetle latarek i uciekają. Może kiedyś część starych kanałów zostanie wykorzystana do stworzenia trasy turystycznej.

Robert Kozela
fot. Artur Knyziak

Dodaj swój komentarz


eugfhg: to jest śmierdzące (2005-10-21)

zbysiu: ale jedzie (2008-02-26)

gość: a co z tym drukiem Atestu który śmierdzi poi wydrukowaniu, nic cichosza (2008-02-26)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2001

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58069295