ATEST Ochrona Pracy

25 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Ignoranci czy czarodzieje

Wsłuchując się uważnie w dyskusje i rozprawy trwające od kilku miesięcy nad kodeksem pracy, doszedłem do przekonania, że muszę wypowiedzieć się w tej "gorącej", ale chyba sztucznie podgrzewanej sprawie.

Oto krótki przegląd wybranych wypowiedzi z ostatnich miesięcy.

Po wysłuchaniu radiowej "Trójki" 19 kwietnia br. około godz. 17.30, doszedłem do wniosku, że Pan A. Wilk, reprezentujący Pracodawców Polskich powinien choć raz, ale uważnie, przeczytać Kodeks pracy, w którym doszukał się problematyki zwolnień grupowych.

Inny pracodawca, występujący w radiu po A. Wilku, reprezentował pogląd, że skoro mamy gospodarkę kapitalistyczną, to praca wraz z pracownikiem powinna być traktowana tak "jak majtki na wolnym rynku". Widać, że Pan ten nie widzi różnicy między majtkami a tyłkiem, ale to już jego problem. Trzeba tu przypomnieć, że już w Deklaracji Filadelfijskiej ponad 55 lat temu zapisano, że "praca nie jest towarem". Następny pracodawca, ku przestrodze Europy, ubolewa nad normami ochronnymi kobiet stworzonymi w Polsce. Pragnę Pana tego uspokoić: są to normy na wskroś europejskie.

Pan wiceminister pracy (poprzedniego rządu), "chwaląc się" w TV swoimi wiadomościami powinien wiedzieć, że nie E. Gierek wprowadził dopłaty 50 i 100-procentowe do godzin nadliczbowych, lecz ustawa z 18 grudnia 1919 r. o czasie pracy w przemyśle i handlu.

Z kolei opracowanie Związku Pracodawców Warszawy i Mazowsza pt. "Pracodawcy o Kodeksie Pracy" zdaniem autorów "...jest wynikiem pracy wszystkich przedstawicieli koalicji na rzecz nowelizacji KODEKSU PRACY, którzy kompetentnie i sprawnie reprezentują swoje organizacje ..." (str. 7). Moim zdaniem to nierzetelne opracowanie wprowadza czytelnika w błąd. Z opracowania wynika jednoznacznie, co myślą i co chcą zmienić pracodawcy w Kodeksie pracy - tymczasem z wymienionych 25 problemów, rzekomo rzutujących na wzrost kosztów funkcjonowania pracodawców, aż osiem - i to istotnych - dotyczy problemów pozakodeksowych. Jednym z tych "ciężarów" nie do udźwignięcia są postanowienia rozporządzenia Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 14 sierpnia 1997 r. w sprawie tzw. "minimum sanitarnego". Rozporządzenie to jest aktem wykonawczym do ustawy z 25 listopada 1970 r. o warunkach zdrowotnych żywności i żywienia (Dz.U. nr 29, poz. 245 z póź. zm.), zresztą już uchylonym ustawą z 11.05.2001 r. o podobnym brzmieniu. W świetle tego przepisu widzimy, że problem "zdrowej żywności i żywienia" jest immanentną częścią prawa pracy. Jak więc widzimy, przepisy Kodeksu pracy da się poszerzyć w sposób nieograniczony. Tak więc bardzo szeroko rozumiany "kodeks zatrudnienia", a nie pracy, stał się wytrychem do zmian przepisów prawa pracy, które są niewygodne dla pracodawców.

Powstaje uzasadnione pytanie, dlaczego autorzy ww. opracowania nie podjęli np. tematu wymuszonych przez ministerstwo pracy szkoleń pracodawców i szkoleń podstawowych w zakresie bhp. Kodeks pracy szkoleń tych nie przewiduje, a wydatki roczne na ten cel "idą" w setki milionów złotych. Czemu pracodawcy nie zwrócili się do Trybunału Konstytucyjnego o uchylenie bezprawnie wydanych przepisów? Pytań podobnych można postawić znacznie więcej.

Decyduje punkt siedzenia

Najciekawsza w proponowanych zmianach jest "różnorodność problematyki" poruszanej przez pracodawców w zależności od ich "zainteresowania".

Mój serdeczny kolega, dr P., prowadzący prywatną placówkę świadczącą usługi medyczne jest żywotnie zainteresowany skróceniem częstotliwości pracowniczych okresowych badań lekarskich oraz poszerzeniem zakresu tych badań. Wywodzi zresztą słusznie, że im częstsze i pełniejsze badania, tym skuteczniejsza profilaktyka. Jednocześnie totalnej krytyce poddaje (bo nie jest tym zainteresowany) częstotliwość i zakres szkoleń pracowników jego placówki w zakresie bhp.

Z kolei pracodawcy prowadzący ośrodki szkoleniowe uważają, że szkolenia nigdy nie jest za dużo, a edukacja to podstawa wszystkiego i trzeba przyznać, że mają rację. Uważają przy tym, że absurdem jest prowadzenie badań lekarskich pracowników, a w szczególności badań okresowych pracowników przez nich zatrudnionych. Widzimy w tych wywodach "pełną spójność, logiczność i wzajemne zrozumienie", w imię wyższego celu - pecunia non olet.

Inny zagorzały zwolennik "naprawy" Kodeksu pracy (Atest nr 3/2001) dowodzi, że powinien być inny Kodeks pracy dla dużych, a inny dla małych zakładów pracy. Zupełnym nieporozumieniem jest stwierdzenie tegoż autora, że "...dział X Kodeksu pracy nie uwzględnia różnic co do profilu i rodzaju działalności zakładów pracy, stawiając wszystkim równe, zwykle niewykonalne obowiązki (podkr. R.C.), co ważniejsze często też nikomu niepotrzebne". Z przykrością należy stwierdzić, że niedorzeczności te pisze były długoletni Okręgowy Inspektor Pracy. Pragnę zapewnić Pana Inspektora i Czytelników, że prawie wszystkie obowiązki nałożone przez ustawodawcę w dziale X Kodeksu pracy są wykonalne zarówno przez "małego" jak i "dużego" pracodawcę, a co najistotniejsze - są potrzebne.

Podstawowe obowiązki te zostały nałożone już w latach dwudziestych XX w., a pozostałe były stopniowo adaptowane z rozwiązań europejskich, myślę, że rozsądnych i niewygórowanych. Najlepiej by było podjąć dyskusję konkretną - wskazać przepisy rzekomo niepotrzebne i niewykonalne. Zgodzić należałoby się z ww. autorem, gdyby napisał o tym, że duża część przepisów wykonawczych do Działu X kp jest niewykonalna lub trudno wykonalna, ale do zmian tych przepisów nie trzeba zmieniać Kodeksu pracy, trzeba zmienić "myślenie" w resorcie pracy, a to niestety jest trudniejsze niż dokonanie zmian w kodeksie.

Nadęci rewolucjoniści

Wracając do rozwiązań szczegółowych - to nasi natchnieni (a raczej nadęci) autorzy zmian w Kodeksie pracy usiłują wmówić społeczeństwu, jakie to korzystne możemy mieć rozwiązania w prawie pracy, operując jednym czy drugim przykładem z takiego czy innego kraju, nie patrząc na całościowe rozwiązania prawne w danym kraju czy w krajach Unii Europejskiej.

Tak te pełne "mądrości" wypowiedzi w trosce o bezrobotnych budują obraz Kodeksu pracy, który trzeba natychmiast zmienić. Całe szczęście, że są jeszcze związki zawodowe i ludzie pokroju prof. Tadeusza Zielińskiego - przewodniczącego Komisji ds. Reformy Prawa Pracy, którzy studzą zapały domorosłych racjonalizatorów prawa. Również Sejm w swym majowym głosowaniu odrzucił proponowane - absurdalne - zmiany do Kodeksu pracy.

Zróbmy eksperyment

Aby dać satysfakcję pracodawcom proponuję związkom zawodowym podpisać porozumienie z organizacją pracodawców i przystać na proponowane zmiany w którymś zakładowym układzie zbiorowym pracy (naturalnie za akceptacją Sejmu), pod warunkiem, że jeśli w określonym czasie zmiany nie przyniosą - a notabene przynieść nie mogą - nowych miejsc pracy, to wprowadzone zostaną propozycje związkowe poszerzające funkcje ochronne prawa pracy. W ten sposób, racjonalnie - nie narażając na niepotrzebne stresy pracodawców i pracowników - dojdziemy wszyscy do przekonania, że nowych miejsc pracy nam nie przybędzie, jeśli zmienimy postanowienia Kodeksu pracy.

Trzeba mieć wyjątkowo dobre samopoczucie lub zupełny brak odpowiedzialności, aby głosić hasła typu "większa swoboda w rozwiązywaniu stosunku pracy to więcej miejsc pracy".

Ryszard Celeda
(Autor był długoletnim z-cą Głównego Inspektora Pracy, obecnie jest z-cą dyrektora ds. nadzoru w firmie SEKA w Warszawie)


Brak komentarzy

Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2001

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58486002