ATEST Ochrona Pracy

29 marca 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 12/2023

Wkalkulowane ryzyko muzyka

Rozmowa z Jerzym Kusiakiem, prezesem Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków (SPAM).

Robert Kozela: Do naszej redakcji napisał czytelnik, oburzony faktem, że państwo odbiera muzykom przywilej przejścia na emeryturę ze względu na uciążliwe warunki pracy.

Jerzy Kusiak Jerzy Kusiak: Ten przywilej jeszcze właściwie pozostał jako ostatni z przywilejów wypracowanych przez SPAM w poprzednim ustroju. Przepisy do 2006 r. zostawiają możliwość wcześniejszego przechodzenia na emeryturę. Sprawa polega na tym, że muzycy ze względu na uciążliwości zawodu, choroby zawodowe, nie zawsze są zdolni do wykonywania swoich obowiązków do czasu osiągnięcia "normalnego" wieku emerytalnego. SPAM interweniował wiele razy, gdy dyrektorzy bezpardonowo wykorzystywali ten przepis, aby pozbyć się niektórych pracowników. Czasami z punktu widzenia artystycznego mieli rację, bo na przykład opera czy operetka potrzebuje też młodych twarzy, ludzi o pewnej sprawności ruchowej. Można jeszcze dodać, że w latach siedemdziesiątych wprowadzono emerytury twórcze. Przy ministrze kultury istnieje komisja, która na wniosek zainteresowanej osoby ustala okres wykonywania przez nią działalności twórczej i wydaje decyzję, obowiązującą ZUS do wypłacania takiej emerytury.

Co będzie po roku 2006? Czy stowarzyszenie czyni starania, aby przedłużyć dla muzyków prawo uzyskiwania wcześniejszej emerytury? Czy może muzycy wolą jednak pracować dłużej?

Dla niektórych muzyków wcześniejsze przejście na emeryturę jest ostatnią deską ratunku, żeby mieli z czego żyć. Jestem dyrektorem Radiowej Orkiestry Symfonicznej, która powstała z Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji. Siedem lat temu musieliśmy przekształcić się w spółkę, ale i tak część osób musiało przejść na zasiłki dla bezrobotnych. Teraz są bez pracy i liczą na jakiś koncert, kontrakt zagraniczny, bo to jedyny sposób na zarobienie jakichś pieniędzy. Jeśli komuś brakuje kilka lat do przejścia na wcześniejszą emeryturę, to ma przynajmniej jakąś perspektywę. Jeśli ktoś straci zdrowie, na przykład wskutek rozedmy płuc, to zawsze może starać się o rentę, ale nie jest o to łatwo chociażby dlatego, że lekarze w schorzeniach "muzycznych" są bardzo słabo zorientowani.

Wystarczy oglądnąć relację z obrad Sejmu, żeby zorientować się, iż ewentualne działania stowarzyszenia nie przyniosą rezultatów - nie jest to czas sprzyjający mówieniu o uprawnieniach muzyków. Związki zawodowe też nie mają już wiele do powiedzenia, gdyż są nadmiernie podzielone. Co może uzyskać związek zawodowy pracowników jednej filharmonii?

Czy jest szansa na to, aby muzycy czy tancerze baletowi po przepracowaniu pewnego okresu, po wyeksploatowaniu swojego zdrowia, mogli znaleźć inną pracę w orkiestrach, operach, teatrach? Żeby nie byli wyrzucani na bruk zanim osiągną wiek emerytalny?

Dotyczy to tylko nielicznych osób, dla których uda się znaleźć miejsce w administracji teatru czy filharmonii. Ale to są właściwie jednostkowe przypadki.

Ale czy w związku z tym mówić studentom Akademii Muzycznej, że mają szansę pracy na przykład do 45 roku życia, bo później nie pozwoli im na to rozedma płuc albo bolesne urazy kręgosłupa i będą musieli szukać innego zajęcia? Może niech od razu robią dwa fakultety? Jak rozmawiać z ludźmi, którzy chcą być muzykami?

Trzeba im powiedzieć, że jest to ryzyko wkalkulowane w zawód od samego początku. W krajach zachodnich, zwłaszcza tych, które mają rozwinięte systemy ubezpieczeń, sprawy te można jakoś załatwić odpowiednią polisą. Z tym, że wtedy człowiek jest niewolnikiem, bo w każdym miesiącu musi wpłacić ratę, żeby sobie zapewnić byt po wymuszonym przejściu na emeryturę. Można rozumieć, że ten okres przejściowy do 2006 r. to jakiś gest w stosunku do ludzi, którzy w momencie tych zmian byli w zaawansowanym wieku i jest to jakby załatwianie remanentów. Natomiast młodzi ludzie, wiedząc, że nie będą mieli tego przywileju, muszą sami podjąć decyzję, jak się zabezpieczyć na przyszłość. Myślę, że jest to ryzyko do zaakceptowania. Nie sądzę, żeby udało się ten przywilej przedłużyć, ale zostało jeszcze trochę czasu i w Polsce może się wiele zmienić. Zostawienie tego przywileju nie kosztowałoby wszak dużo - muzyków nie jest wielu w naszym kraju, ale ustawodawca zawsze odnosił się do nas niechętnie.

Jaka jest skala zagrożeń chorobami zawodowymi wśród muzyków? Ile osób u Pana w orkiestrze uskarża się na takie dolegliwości?

Przerażenie wzbudza u mnie skala problemów psychicznych wśród naszej grupy zawodowej. I nie chodzi o obiegowe opinie w rodzaju, że wszyscy artyści mają kręćka. Spotkałem się już z kilkoma takimi przypadkami: okresowe nasilenie się obłędu i powrót do stanu normalności i tak to faluje.

Czym to jest spowodowane?

Stresem, ogromną odpowiedzialnością za nagranie, jak jest to w przypadku orkiestry radiowej. Oczywiście osoby, o których mówię, muszą mieć słabszą odporność psychiczną, ale liczba przypadków takich schorzeń przekracza średnią statystyczną. W ogóle stres jest dla nas bardzo dokuczliwy. Samo obcowanie ramię w ramię z wieloma ludźmi codziennie jest już stresujące. Każdy z nas jest trochę inny i wszyscy są w mniejszym lub większym stopniu przewrażliwieni na swoim punkcie, a to też jest powód do irytacji. Powiększa ją też sytuacja materialna, po wielu latach pracy i ćwiczeń muzycy zarabiają na ogół kiepsko.

A inne schorzenia, na które muzycy skarżą się najczęściej?

Przede wszystkim dolegliwości kręgosłupa, wynikające z nienaturalnej pozycji ciała, związanej z codziennym wielogodzinnym wypełnianiem zawodu. Z wykształcenia jestem skrzypkiem i wymuszona pozycja przy trzymaniu skrzypiec dała mi się we znaki, jest to duże obciążenie między innymi dla kręgów szyjnych i lędźwiowych. Dziecko zaczyna ćwiczyć od piątego roku życia, więc czas narażenia muzyka jest dłuższy niż w typowym życiu zawodowym. Wielu muzyków narzeka na schorzenia kręgosłupa, nawet wtedy, kiedy nie wykazują tego prześwietleniach. Bierze się instrument i kręgosłup boli, a zdarza się, że jak lekarz dowie się, że pacjent jest muzykiem, to zaczyna mówić o bólach o podłożu psychicznym zamiast poważnie zająć się schorzeniem. Ja sobie ze swoim bólem kręgosłupa poradziłem ćwiczeniami i pracą fizyczną właśnie obciążającą kręgosłup - wbrew zaleceniom lekarza. Trzeba powiedzieć jeszcze o pogarszaniu się wzroku podczas wielogodzinnych prób przy często nienajlepszym oświetleniu. Poza tym ogromne narażenie słuchu: gdy się pracuje przy pełnej orkiestrze na małej przestrzeni, to hałas często przekracza sto decybeli.

Już wiele lat temu dwa ośrodki medyczne, z Łodzi i Wrocławia, przebadały dużą grupę muzyków pod kątem schorzeń zawodowych. Wyniki badań zostały przekazane do resortów pracy, zdrowia oraz kultury i sztuki, ale do SPAM nie trafiły. Teraz, gdy muzycy coraz głośniej zaczęli uskarżać się na różne schorzenia zawodowe, zaczęliśmy się dopytywać o losy tego dokumentu i okazało się, że ślad po nim zaginął. Staramy się odszukać te wyniki, gdyż bardzo ważna jest dla nas sprawa zapewnienia muzykom właściwej opieki zdrowotnej. Chodzi tu o opiekę ze strony wielu specjalistów: foniatrów, laryngologów, a nawet stomatologów. Stan uzębienia ma na przykład duże znaczenie dla osób, grających na instrumentach dętych. Nie może być nawet żadnego zachwiania zębów, bo wtedy nie ma koniecznego oporu. Na przykład klarnecista trzyma ustnik zębami i dla niego problemy z uzębieniem to katastrofa, musi pożegnać się z zawodem. Specjalistyczną opiekę dla muzyków można zorganizować nawet w ramach istniejących kas chorych. Jeszcze do niedawna funkcjonował w Warszawie specjalistyczny gabinet foniatryczny dla aktorów i muzyków, ale i on został zamknięty. Teraz wszyscy pytają, kto za to zapłaci? Więc każdy muzyk musi załatwiać to na własną rękę.

Czynnikiem stresogennym jest chyba również zatrudnianie w polskich orkiestrach cudzoziemców, co wzbudza sporo emocji w środowisku.

Zgodnie z polskim prawem, jeśli wśród miejscowych artystów (dotyczy to nie tylko muzyków) jest ktoś, kto posiada kwalifikacje odpowiadające zapotrzebowaniu pracodawcy, to ma absolutne pierwszeństwo przed cudzoziemcem, starającym się o tę pracę. Żeby zatrudnić cudzoziemca trzeba uzyskać zgodę odpowiedniego stowarzyszenia twórczego. Zdarzyło się, że dyrektor jednej z instytucji artystycznych wykorzystywał muzyków zza wschodniej granicy jako swoisty straszak na polską część zespołu. Chodziło tu o niedopuszczalne wydłużenie dobowego czasu pracy muzyków. SPAM nie dopuszcza do zatrudniania cudzoziemców kosztem polskich muzyków, dlatego, że muzycy z jakiegoś kraju godzą się pracować za niższe wynagrodzenie. Nie ma natomiast problemu, jeśli jakaś opera czy filharmonia chce zatrudnić osobę grającą na jakimś bardzo rzadkim instrumencie. Co roku wydajemy też między innymi zgodę żydowskiej restauracji na zatrudnienie małego zespołu folklorystycznego z Ukrainy, który gra pieśni ukraińskie, żydowskie i cygańskie. Zasady te nie dotyczą oczywiście stanowisk koncertmistrzowskich, tutaj absolutnie decyduje poziom artystyczny.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj swój komentarz


lech: Choroby zawodowe u muzyków to oczywiście "guzki śpiewacze " - a więc zmiany chorobowe w krtani ocenione przez foniatrę z doświadczeniem w chorobach zawodowych. Inne schorzenie to oczywiście zawodowe uszkodzenie słuchu. Z przerażeniem znalazłem nauczycieli w szkole muzycznej średniej, którzy mieli średni ubytek słuchu 70 decybeli dla Hz od 1kHz w zwyż. Cóż oni słyszeli z gry ucznia??? Schorzenia narządu ruchu jako choroby zawodowe w tej grupie zawodowej to duży problem diagnostyczno-orzeczniczy i byłbym raczej pesymistą. Twierdzę, że są nie do udowodnienia. Warto jednak przyjrzeć się orzecznicteu zawodowemu za granicą w tej sprawie. Wspomniana w artykule "rozedma płuc " dawniej muzyków instrumentów dentych lub tzw dmuchaczy szkła - to nieporozumienie. Nie ma takiej choroby zawodowej. Tak przy dzisiejszej wiedzy o tym się mówi. INTUICYJNIE "CZUJĘ JEDNAK INACZEJ. Lata natężonego wydechu muszą skutkować najpierw poprawieniem zdolności wentylacyjnych i to jest mechanizm wykorzystywany dla poprawienia zdolności wentylacyjnych niektórych pacjentów - mają grać dmuchając lub pływać wydmuchując powietrze pod wodą , ale później... (2004-11-26)

Janusz: Witam, jestem gitarzystą , mam 62 lata i kompletnie zrujnowany kręgosłup, trzymanie gitary całymi nocami przez 40 lat zrobiło swoje i powie to każdy mądry lekarz, ale kręgosłup to nie wszystko, chore są barki i łokcie, od hałasu mam uciązliwy pisk w uchu, chory kręgosłup szyjny wywołuje zawroty głowy. Chyba wystarczy żeby nie móc już grać-pracować. Jeżeli ustawodawca tego nie dostrzega i traktuje tą grupę zawodową po macoszemu to ja poruszę niebo i ziemię aby to zmienic .Muzycy upomnijmy się o swoje prawa. (2012-01-21)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2002

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58074847