ATEST Ochrona Pracy

25 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Zaświadczenia
zamiast wizytacji

Ryszard Andrzejak

Rozmowa z prof. Ryszardem Andrzejakiem, rektorem Akademii Medycznej we Wrocławiu, kierownikiem Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Zawodowych i Nadciśnienia Tętniczego, prezesem Polskiego Towarzystwa Medycyny Pracy.

 

Robert Kozela: Od pewnego czasu nic nie mówi się o programie MATRA, który zaproponował rewolucyjne zmiany w profilaktycznej opiece medycznej nad pracownikami i wzbudził sporo kontrowersji...

Ryszard Andrzejak: To prawda, ale zwrócił też uwagę na istotne słabości systemu. Na przykład na to, że służba medycyny pracy zajmuje się głównie badaniami profilaktycznymi pracowników, że jej działalność ogranicza się właściwie do produkcji...

 

Papierów?

Tak. I do wysyłania pacjentów do specjalistów, do okulisty, laryngologa i tak dalej. A tak ważne zadania, jak analiza ryzyka, zbieranie danych o zagrożeniach, informowanie pracowników o ryzyku zdrowotnym nie są realizowane. MATRA poruszyła też problem podnoszenia jakości świadczeń służby medycyny pracy. Z tego, co wiem, kontrole prowadzone przez Wojewódzkie Ośrodki Medycyny Pracy ograniczają się do spraw formalnych, ale nie są w stanie sprawdzić jakości usług. A z informacji, które docierają do mnie od pracodawców, wynika, że nie są zadowoleni z usług medycyny pracy, że produkuje ona papierki i skubie ich z pieniędzy - to określenie jednego z pracodawców. Niestety, w ostatnich latach niewiele udało się zrobić w zakresie podniesienia jakości świadczeń.

 

Dlaczego?

Środowisko lekarzy medycyny pracy jest mocno korporacyjne i patrzy przede wszystkim na to, aby nie stracić.

 

I nie brać na siebie zbyt wielu obowiązków. Kto teraz widzi lekarza medycyny pracy w zakładzie?

Lekarze nie wizytują stanowisk pracy i jest to jeden z najpoważniejszych mankamentów funkcjonującego obecnie systemu. Dzięki zmianom w przepisach w ostatnich latach powstała silna prywatna służba medycyny pracy. Jednak zniesienie obowiązku wizytacji stanowisk pracy spowodowało, że do działań profilaktycznych podchodzi się z reguły papierkowo i formalnie. Poznałem dobrze rynek usług medycyny pracy, gdyż w latach dziewięćdziesiątych też miałem flirt z prywatną służbą medycyny pracy - pracowałem w dwóch przychodniach.

 

Wizytował pan jakieś zakłady, czy ograniczał się do papierków?

Prowadziłem wizytacje stanowisk pracy. Mieliśmy ze wspólnikami taka zasadę, że w kontraktach z firmami zapisywaliśmy zawsze wizytację stanowisk pracy i pracodawcy się godzili, choć podnosiło to koszty. I szczyciliśmy się tym, że nie jesteśmy "pieczątkarzami". Z tych wizytacji wyniosłem wiedzę, która procentuje do dzisiaj. Pamiętam na przykład różne rodzaje ubijaków, wiem, że lżejsze dawały większe drgania i były bardziej szkodliwe niż ciężkie, szwedzkie urządzenia. Nawet sam spróbowałem pracy takim ubijakiem, choć pewnie nie było to do końca legalne. Zjechałem też wielokrotnie do kopalni miedzi, ale już jako naukowiec prowadzący badania, a nie lekarz medycyny pracy. Doświadczenie zdobywane w zakładach przez lekarzy medycyny pracy jest cenniejsze niż suche wykłady i oglądanie filmów instruktażowych.

 

A czy nie jest tak, że lekarze medycyny pracy nie chcą powrotu do zakładów, bo boją się, że sobie nie poradzą, bo np. nie znają się na technologiach?

Ma pan rację. Werbalnie wszyscy zgadzają się, że trzeba wizytować stanowiska pracy, ale na poziomie ministerstwa nie jesteśmy już w stanie przebić się z propozycją, żeby obowiązek wizytacji wprowadzić do przepisów.

Uważam, że w zmianach w medycynie pracy trzeba pójść dalej niż tylko powrót lekarzy do zakładów pracy. MATRA postulowała wprowadzenie interdyscyplinarnych zespołów zajmujących się zdrowiem i bezpieczeństwem pracowników. W skład takiego zespołu wchodziłby lekarz medycyny pracy, behapowiec, higienista, ergonomista, fizjolog, psycholog, pielęgniarka, a jeśli trzeba to pracownik naukowy Akademii Medycznej czy toksykolog. Lekarz medycyny pracy w takim zespole zajmowałby się nie tylko profilaktyką, ale też promocją zdrowia, rozumianą jako umacnianie zdrowia - najlepiej ludzi jeszcze zdrowych. Tworzenie tych zespołów mogłoby ułatwić wyjście z impasu, w którym się znaleźliśmy - dzięki nim nastąpiłby powrót służby medycyny pracy do zakładów.

 

Jakie inne problemy, oprócz niezbyt dobrej jakości usług, dostrzega pan w medycynie pracy?

Pojawiła się niebezpieczna rzecz - ta specjalizacja nigdy nie była zbyt popularna i zaczyna brakować lekarzy. Nie bardzo mają się też gdzie kształcić, bo brakuje jednostek, które specjalizują z medycyny pracy. Przez pewien czas na Dolnym Śląsku młodzi lekarze z zakresu medycyny pracy mogli się szkolić tylko w mojej klinice. Poza tym lekarze medycyny pracy (podobnie jak innych specjalności) nie chcą uczyć młodych i prowadzić specjalizacji, bo jest to dodatkowy obowiązek, za który nie dostają wynagrodzenia. Wprawdzie gwarantuje to ustawa, ale nie ma do niej odpowiednich aktów wykonawczych. Myślę, że nie brakowałoby chętnych do robienia specjalizacji z medycyny pracy, bo rynek oferuje tu dobre pieniądze. Kolejny problem: ze specjalizacją z medycyny pracy wiąże się duża liczba kursów, które trzeba odbyć w Instytucie Medycyny Pracy. To młodym lekarzom zabiera czas (niektóre kursy trwają po kilka tygodni), a trzeba doliczyć, że podczas stażu ileś czasu muszą też spędzić w poradni medycyny pracy i na szpitalnym oddziale wewnętrznym. Dlatego w zespole powołanym jeszcze przez ministra Religę pracujemy nad zmianami, które uprościłyby uzyskanie specjalizacji z medycyny pracy. Zresztą, medycyna pracy, obok kardiologii i onkologii, została uznana przez resort zdrowia za specjalizację, w której brakuje najwięcej lekarzy - mają być zwiększone nakłady na kształcenie w tych specjalizacjach.

 

Świat pracy w ostatnich latach ulega szybkim zmianom. Czy wiąże się to również z nowymi wyzwaniami dla medycyny pracy?

Medycyna pracy musi się zmierzyć z nowymi zagrożeniami oraz zagrożeniami znanymi od lat, ale nasilającymi się ostatnio, takimi jak stres, molestowanie seksualne, mobbing. Zwiększa się stres związany z wydłużaniem czasu pracy, dodatkowymi obowiązkami, tempem życia. Medycyna pracy musi też wziąć pod uwagę, że wydłuża się czas zatrudnienia, że już nie wszyscy pracownicy idą na wcześniejsze emerytury. Trzeba myśleć nie tylko o dostosowaniu stanowisk pracy do ludzi, ale i o tym, jaką pracę mogą wykonywać ludzie po sześćdziesiątym czy siedemdziesiątym roku życia. Lekarzy medycyny pracy już podczas nauki powinni łyknąć trochę wiedzy na temat obciążeń organizmu w wieku starszym, związanych zarówno z wysiłkiem fizycznym, jak i umysłowym.

 

Czy lekarze medycyny pracy chcą się dokształcać? Czy interesują ich te nowe wyzwania, nowe czynniki środowiska pracy?

Na zjazdy Polskiego Towarzystwa Medycyny Pracy, które mają też ważną część szkoleniową, przyjeżdża kilkaset osób. I z reguły są to te same osoby. A w medycynie pracy praktykuje ponad pięć tysięcy lekarzy. To pokazuje, że zaangażowanie środowiska w działalność naukową i szkoleniową PTMP jest niewielkie. I to pomimo naprawdę naszych dużych starań. Trzeba przy okazji dodać, że polska medycyna pracy naukowo stoi na wysokim poziomie. Czasopismo "Medycyna Pracy", wydawane przez IMP, było pierwszym polskim czasopismem medycznym, które znalazło się na liście filadelfijskiej. Medycyna pracy jako nauka ma się czym pochwalić, ale musi się jeszcze zmienić w zakresie działalności usługowej, musi bardziej otworzyć się na nowe zadania wynikające na przykład z upowszechniania się samozatrudnienia, ze znaczącego wzrostu pracy usługowej i zmniejszania się zatrudnienia w przemyśle, starzenia się społeczeństw, w tym osób pracujących, z nadmiernego obciążenia pracą, z konieczności podejmowania działań w celu rozładowywania stresu powstającego w pracy. Oczywiście, sam lekarz medycyny pracy sobie z tym wszystkim nie poradzi. Dlatego wspomniałem wyżej o zespołach interdyscyplinarnych, które mogłyby rozwiązywać takie problemy.

 

Program MATRA, o którym mówiliśmy, najwięcej emocji wzbudził z powodu pomysłu likwidacji obowiązkowych badań profilaktycznych pracowników. Protestowały przeciw temu nie tylko związki zawodowe, ale i sami lekarze medycyny pracy.

Z punktu widzenia demokratycznego podejmowania decyzji, o tym, czy pracownik ma być zatrudniony, czy nie, nie powinien decydować wyłącznie lekarz. Taką decyzję powinni wspólnie podejmować pracownik, pracodawca i lekarz, biorąc pod uwagę nie tylko względy medyczne. Ale przy założeniu, że pracodawca i pracownik są dobrze wyedukowani, a w tej edukacji często chodzi o tak podstawowe rzeczy, jak mycie się przed posiłkiem i niespożywanie go na stanowisku pracy. Kilka lat temu, gdy pojawił się pomysł dobrowolności badań, ja też protestowałem przeciwko niemu. Było duże bezrobocie i obawiałem się sytuacji, w której praca stałaby się większą wartością niż zdrowie. Obawiałem się, że pracodawcy i pracownicy zamkną oczy na to, co występuje w środowisku pracy. Teraz nie protestowałbym już tak ostro, ponieważ sytuacja na rynku pracy poprawiła się. Dzięki różnym programom w mediach, akcjom prowadzonym przez różne instytucje i samorządy poprawiła się też świadomość zdrowotna społeczeństwa. Można więc wrócić do dyskusji nad badaniami profilaktycznymi.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj swój komentarz


Rychu: Niestety - nie wszysko si ę poprawiło. Pracodawcy podnoszą wysokie koszty dodatkowe pracy. Przy nieobowiąckowych badaniach profilaktycznych a opartych tylko na świadomości okaże się, że kwity (zaświadczenia) nie są potrzebne, wizytacje też nie (jeszcze jedna kontrola i to nie za darmo?), promocja - a niby po co. W tym kontekście mówienie o zespołach interdyscyplinarnych (opłacanych przez ...) zabrzmi jak hasło zespołu Ministra Hausnera o potrzebie i sposobie aktywizacji 50 - latków. Przypomnę, że "instrukcję" na ten temat musiały wykupić zakłady pracy. O jej treści nie wspomnę... Aczkolwiek istotnie powrót do dyskusji na temat kształtu medycyny pracy wspomóc może niedobór specjalizujących się w zakresie medycyny pracy. Może ich nie będzie tylu potrzeba ... W podsumowaniu : działania bhp także nie musiałyby by być obowiązkowe a zależeć miałyby jedynie od świadomości pracodawców (i pracowników) ? ażdy przecież wie, jakie w Jego zakładzie warunki panują. Pozdrawiam (2008-05-26)

Obserwator: Tak na marginesie - 2 dni temu kończyłem badania okresowe. Z 7 minut trwało badanie u laryngologo wraz z wizyta w gabinecie lekarza "specjalisty" z Medycyny Pracy!!! he, he, he. A Pan prezes toleruje takie zachowanie członków Stowarzyszenia. (To już był chyba mój 6 raz na badaniach i zawsze było ekspresowo po za tym, że swoje trzeba odczekac w kolecje do kolejnych "specjalistów" (2008-06-05)

96216: A może rozdzielić BHP na BP i HP to znaczy, behapowcy niech zajmują się Bezpieczeństwem Pracy które było by ukierunkowane na techniczne bezpieczeństwo pracy, a medycyna pracy niech zajmie się HP to znaczy Higieną Pracy (2008-06-05)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2008

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58482881