ATEST Ochrona Pracy

29 marca 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 12/2023

Postulat jednak sensowny

Autentycznie szanuję i podziwiam działalność Pana Doktora w dziedzinie medycyny pracy jako lekarza kilku specjalności, naukowca, popularyzatora, organizatora - długo by wymieniać. Niestety, czytając Pana list (ATEST 7/10), byłam rozczarowana. Pozwolę sobie powtórzyć główny postulat mojego artykułu ("Opieka za pieniądze pracodawców", ATEST 6/2010):
Nie jestem przeciwko finansowaniu przez pracodawców programów profilaktycznych. Jestem przeciwko karaniu pracodawców za dopuszczenie do pracy pracownika bez zaświadczenia o braku przeciwwskazań do wykonywania pracy o charakterze administracyjno biurowym, naukowym lub innych prac nienarażających pracownika na wypadki, do których mógł się przyczynić jego zły stan zdrowia. Dalej w liście stanowiska takie będę określać w skrócie: "bez zagrożeń"

Zacznę od zarzutu, że przyjęcie moich postulatów naruszałoby konwencję MOP, a tymczasem przedstawiłam fakty, że jest dokładnie odwrotnie. Powołuję się tu na autorytet prof. Ewy Wągrowskiej Koski cytując: "...w Polsce prawo pracownika do kontroli zdrowia zostało usytuowane w sferze obowiązków (pod rygorem niedopuszczenia do wykonywania pracy), a nie praw pracowniczych, co również jest niezgodne ze stanowiskiem Międzynarodowej Organizacji Pracy i Rady Europy".

Co do dyrektyw europejskich: zostały źle przetłumaczone na język polski, w szczególności artykuł "Profilaktyczna ochrona zdrowia" w dyrektywie ramowej. Tekst art. 14.2. w języku angielskim brzmi "The measures referred to in paragraph 1 shall be such that each worker, if he so wishes, may receive health surveillance at regular intervals." Zdanie to przetłumaczono w następujący sposób: "Środki opisane w ust. 1 powinny zapewnić każdemu pracownikowi, stosownie do jego potrzeb, odpowiednie przedsięwzięcia z zakresu profilaktycznej ochrony zdrowia realizowane w regularnych odstępach czasu." Zna Pan doskonale język angielski i wie, że podkreślone słowa należało przetłumaczyć "jeżeli sobie tego życzy" (brzmienie dosłowne), lub "na jego życzenie", lub "na zasadach dobrowolności". Określenie "stosownie do jego potrzeb" sugeruje, że opieka ta ma być dostosowana do potrzeb wynikających z zagrożeń - czyli coś zupełnie innego. Dyrektywy szczegółowe zalecają zapewnienie pracownikom opieki lekarskiej na identycznych zasadach. Z ciekawości zasięgnęłam informacji u osób pracujących za granicą - zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Niemczech pracownik korzysta z prawa do okresowych badań lekarskich na koszt pracodawcy na zasadzie dobrowolności.

Pyta Pan, czy zamierzam podważyć kodeks pracy. Jeżeli jakiś przepis prawny jest zły (nieegzekwowalny lub przynosi złe skutki), to należy go zmienić. Artykuł 229 § 4 k.p. ma bardzo kategoryczne brzmienie: "Pracodawca nie może dopuścić do pracy pracownika bez aktualnego orzeczenia lekarskiego stwierdzającego brak przeciwwskazań...". Prawnicy na pewno znajdą rozwiązanie. Może wystarczy np. dodać zdanie w rodzaju: "Minister (...) określi w drodze rozporządzenia wykaz prac, do których wykonywania pracodawca nie może dopuścić pracownika bez aktualnego orzeczenia lekarskiego stwierdzającego brak przeciwwskazań".

Akapit w Pana liście o tym, że "ZUS wydaje się być niepotrzebny" - uważam za pokrętny. To pracodawca płaci (obowiązkowo) składkę ubezpieczeniową pracownika do ZUS - ale tak naprawdę to ubezpiecza siebie na wypadek roszczeń pracowniczych z powodu utraty przez nich zdrowia. Nigdzie w tekście nie sugerowałam, że ubezpieczenie "wypadkowe" w ZUS powinno być dobrowolne.

Całkowicie zaskoczył mnie Pan pytaniem, kto będzie odpowiadał za to, że pracownik z nadciśnieniem, bez badań okresowych lub kontrolnych, doznał w pracy zawału lub wylewu. Czyżby Pan Doktor nie znał definicji wypadku przy pracy? Jeżeli nie było przyczyny zewnętrznej lub pracownik nie był zatrudniony na stanowisku z "zawałowymi" czynnikami ryzyka, to nikt nie będzie odpowiadał. A jeżeli pracownik z nadciśnieniem doznał zawału, bo wykonywał nietypowe czynności, np. pracownik biurowy przesuwał szafę - to brak badań lekarskich nie uniemożliwia ani uznania tego za wypadek przy pracy, ani dochodzenia świadczeń z ZUS.

Sugeruje Pan, że po wprowadzeniu w życie moich postulatów koszty badań okresowych pracowników będą obciążać pracodawcę jeszcze bardziej niż teraz. Nie mogę sobie wyobrazić przyczyny, dla której miało by tak być. Sądzę, że koszty się zmniejszą, gdyż liczba pracowników wykonujących badania okresowe spadnie w stosunku do liczby obecnej. Panie Doktorze - ile osób musiałby Pan zwolnić, gdyby w NZOZ, którym Pan kieruje, ilość badań finansowanych przez pracodawców spadła np. o połowę?

Krytykuje Pan mój postulat, by pracownika, który nie korzysta z profilaktycznej opieki medycznej, pozbawić prawa do możliwości orzeczenia choroby zawodowej. Sugerowałam to, gdyż monitorowanie stanu zdrowia pracowników narażonych na czynniki szkodliwe dla zdrowia pozwala uchwycić pierwsze symptomy choroby zawodowej, na czas odsunąć pracownika od źródła narażenia i nie dopuścić do rozwoju choroby. Po głębszym zastanowieniu wycofuję się z tak kategorycznie sformułowanego postulatu. Jeżeli pracownik może wykazać, że chorobę spowodował lub zaostrzył czynnik, na który był narażony w pracy, to powinien mieć prawo do wszelkich związanych z tym świadczeń bez względu na korzystanie do prawa z badań okresowych, np. profesor, który zachorował na chorobę narządu głosu wywołaną nadmiernym wysiłkiem głosowym czy górnik, który zachorował na pylicę. Uważam jednak, że choroba zawodowa pracownika powinna obciążać finansowo pracodawcę w znacznie większym stopniu niż obecnie i odszkodowania powinny być znacznie wyższe. Pracodawca może się bronić, dostarczając dowody, że pracownik albo nie był narażony, albo był odpowiednio zabezpieczony, poinformowany o zagrożeniach, ich skutkach, symptomach choroby zawodowej itp. Taki system mógłby sprawić, że pracodawca wykonywałby badania środowiska pracy nie dla kontrolerów, ale dla siebie, prowadziłby porządne szkolenia itd., bo w razie czego będzie mu to potrzebne w sądzie. Obecny system wpływu liczby chorób zawodowych wyłącznie na wysokość składki ubezpieczeniowej rozmywa te problemy. Co do badań profilaktycznych - podoba mi się system niemiecki: jeżeli dana osoba nie korzysta z uczestnictwa w programach profilaktycznych, nie ma potem przez pewien okres prawa do określonych, bezpłatnych usług medycznych. Jest w tym i logika, i szacunek dla ludzkich wyborów, a droga do "poprawy" nie jest zamknięta. Natomiast u nas nie dość, że dorosły człowiek jest traktowany jak dziecko, to pracodawca musi pełnić obowiązki "policjanta profilaktyki zdrowotnej pracowników" i jeżeli tego nie robi, płaci mandat.

Co do formy skierowania na badania, o których mowa. Ja przedstawiłam wzór zaświadczenia, który chciałby otrzymać pracodawca. Uważam, że skierowanie powinno mieć formę "listy kontrolnej", do której pracodawca wpisuje informacje istotne dla lekarza. Wzór takiego skierowania powinni opracować sami lekarze. w rozporządzeniu albo powinny znajdować się oba wzory: zaświadczenia i skierowania, albo żaden - i wtedy zakresy niezbędnych informacji uzgadniają między sobą pracodawca i lekarz sprawujący opiekę nad jego pracownikami.

Małgorzata Majka

Dodaj swój komentarz


Maciej Ś.: To nie pierwszy przypadek tłumaczenia: "Ala ma kota" = "ale ma kaca". Potem "wali" się rozporządzenie, czyli implementuje się wskazanie do prawa krajowego, i w rezultacie "ani be, ani me, ani kukuryku". A żyć z bublem trzeba, niestety. (2010-08-18)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2010

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58074743