ATEST Ochrona Pracy

24 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Nie było gospodarza

Skłonność do podsumowań, naturalna w związku z kończącymi się latami jest teraz wzmocniona przez koniec stulecia. Poszukując syntezy polskiej ochrony pracy w naszym wieku odnajduję ją w ocenie - brakowało gospodarza.

Dokładniej chodzi o drugą połowę stulecia, którego jesteśmy świadkami i zarazem uczestnikami. Nieuchronne porównania z okresem przedwojennym wywołują właśnie poczucie nieobecności gospodarza. Przeglądam stare publikacje, rozmawiam z ludźmi, którzy pamiętają okres międzywojenny. Z tych źródeł dociera do mnie bardzo wyraźnie jak dalece dominował wówczas szacunek do własności, tak państwowej, jak i prywatnej. Istniał jeszcze zdrowy rozsądek w ekonomice i świadomość wspólnego pożytku. Takie podejście ujawniało się nawet w działaniach państwowych urzędów, na przykład inspekcji pracy. Pracodawca powinien doskonalić stanowiska pracy, ale jest w stanie czynić to miarkując stosunek nakładów do efektów. Tak właśnie objawiało się podejście gospodarza, obywatela kraju, który mozolnie buduje pomyślność społeczną. Nie znajduję obecnie podobnego podejścia organów kontrolnych. Kontrola czysto formalna - dla efektów statystycznych - jawi się obecnie jako zmora pracodawców i wielu szeregowych inspektorów.

Okres powojenny charakteryzuje koncepcja ochrony pracy, która nie musiała wytrzymywać próby ekonomii. Obiecywała bardzo wiele - jej twórcy, zwłaszcza w okresie początkowym, żywili złudzenia, że raj na ziemi jest możliwy. Wartości NDS były zatem z założenia niższe niż w kapitalizmie - tyle że często niemożliwe do przestrzegania. Taki rozziew oczekiwań i rzeczywistości prowadził do powszechnej schizofrenii. Trzeba dostrzec wielki wysiłek ekonomiczny w czasach PRL - plany poprawy warunków pracy pociągały za sobą wzrost nakładów na bhp. Unikając absurdów, kierownicy dofinansowywali produkcję i zaplecze socjalne, właśnie z tych nakładów. Nasze behapowskie służby były zbyt słabe, żeby się temu przeciwstawić. Mimo wszystko na koniec lat osiemdziesiątych poziom bhp nie odbiegał zbytnio na niekorzyść od krajów EWG. Koszty tej polityki były jednak koszmarnie wysokie.

W ostatnim dziesięcioleciu nie ma planów nakładów na bhp, pracodawcy dysponują racjonalnie, często zbyt oszczędnie nawet, swoimi przecież, pieniędzmi. Jednak otwarty rynek wprowadził nowe, kolorowe ochrony, znaki bezpieczeństwa dla maszyn, zarządzanie bezpieczeństwem na coraz szerszą skalę. Jednak wypadły z gry najbrudniejsze przemysły. Statystyki - co w tej sytuacji oczywiste - odnotowują poprawę.

Mimo to, w równym stopniu, jak wcześniej, dostrzegam, że w naszej dziedzinie (nie tylko naszej zresztą) pieniądze wykorzystywane są w sposób daleki od racjonalności. Dodać trzeba koniecznie - pieniądze państwowe. Przed miesiącem "Polityka" zamieściła prawdziwą, a przecież nieomal karykaturalną informację: "po dwóch latach intensywnych prac Komisja Europejska podpisała specjalną dyrektywę w sprawie posługiwania się drabiną. Pod dokumentem złożyli podpisy wszyscy ministrowie pracy państw Piętnastki". Wiemy, że to nieuniknione, takie są procedury; jeśli powiedzieliśmy A, to i trzeba wykrztusić następną literę - B jak biurokracja. Jednak i do biurokracji należy przykładać miary zdrowego rozsądku. Nie wszystkie poczynania, nie wszystkie koszty są niezbędne.

Czytam w artykule prof. W. Kieżuna ("GW" 28-29.10.2000 r.), że Francja ma ogółem 32 ministrów i wiceministrów - w Polsce jest obecnie 166 osób na analogicznych stanowiskach; w ciągu dziesięciolecia administracja cetralna zwiększyła się o 82% (bez armii urzędników samorządowych). A w naszej dziedzinie? Biorę sprawozdanie PIP za 1993 rok - inspekcja zatrudniała 1582 pracowników, a w sześć lat później blisko o 700 osób więcej. Zauważmy, że jednocześnie wyraźnie zmniejszyła się liczba zatrudnionych w zakładach. Wspomnijmy przy okazji, że zdaniem fachowców nie ma związku między nasyceniem inspektorami pracy a stanem bhp w krajach Unii Europejskiej.

Dyskutujemy ostatnio o polskiej nauce. Dobrze, że jest SPR, ale czy środki wydatkowane są istotnie na najpilniejsze potrzeby? Przybyło nam w ostatnim dziesięcioleciu około 250 nowych NDS, wymagających kosztownych badań. Wątpię, czy potrzebnych w takiej skali. Pozbyłem się bowiem złudzeń co do tego, że o wartości NDS decydują kryteria naukowe. Przed pięcioma laty podczas debaty na temat dopuszczalnych stężeń dwusiarczku węgla zmieniano na moich oczach NDS z 18 na 10 mg/m3. Po prostu zastosowano mniejszy współczynnik bezpieczeństwa. Przy takiej filozofii najrozsądniej jest przepisać wartości NDS z wybranych krajów.

Hasło ostatnich dziesięcioleci brzmi - są państwowe pieniądze do wydania. I są one wydawane. Tyle że brakuje przy tym gospodarskiej mentalności. I gospodarskiego rozsądku.

Jerzy Knyziak


Brak komentarzy

Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2000

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58468645