ATEST Ochrona Pracy

29 marca 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 12/2023

Miejsce dla inżyniera

Inżynier był najważniejszym zawodem wieku pary i elektryczności i pozostał nim jeszcze do połowy ubiegłego stulecia. Pamiętam moje wczesne zauroczenie postacią Cyrusa Smitha z "Tajemniczej wyspy" Verne'a. Wyrzucony na bezludną wyspę, dzięki swojej pomysłowości stworzył małe, sprawnie rozwijające się społeczeństwo. Inżynierowie pomysłowość wykazywali na każdym kroku. Budowali koleje przez prerie, przebijali tunele (17 km w skale św. Gotharda), wznosili stupiętrowe wieżowce w bankowych city. Byli pionierami także w pierwszych latach niepodległej Polski. Obok przedsiębiorcy i bankiera kreowali postęp. Szanowano inżynierów; ich status społeczny gwarantował im wysoką pozycję finansową i towarzyską.

Inżynier czuł się zobowiązany myśleć twórczo. Doskonalenie technologii stanowiło jego pasję i radość. Z pamiętników widać, że wszyscy oni w Polsce w latach międzywojennych podobnie traktowali swoją działalność, niezależnie od miejsca pracy. Ulepszali, poprawiali - byli wynalazcami.

Inżynierowie wiedzieli, że spełniają ważną misję obywatelską - stanowili elitę. Stowarzyszenia inżynierów mechaników (SIMP) czy elektryków (SEP) to były grona ekskluzywne, ale i prospołeczne, świadome swojego posłannictwa.

Po drugiej wojnie w Polsce sytuacja zmieniła się radykalnie. Industrializacja, wielkie straty ludzkie w tej stosunkowo nielicznej grupie zawodowej spowodowały, że politechniki zaczęły w trybie przyspieszonym kształcić rzesze inżynierów. Na szczęście wykładowcami byli często przedwojenni jeszcze fachowcy, praktycy - profesor politechniki bywał w przeszłości inżynierem, np. w jednym z zakładów COP-u, bardzo nowoczesnych na owe lata. Jednak i później, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, polscy inżynierowie reprezentowali dobry poziom zawodowy - radzili sobie doskonale na budowach eksportowych, w zagranicznych firmach. Ale takie szczęście co do miejsca pracy mieli nieliczni. Większość znajdowała zatrudnienie w krajowym przemyśle, w którym ze względu na (z czasem) nadprodukcję inżynierów zaczęli zajmować stanowiska średniego i niższego nadzoru. Sfrustrowani, słabo wynagradzani, zaczęli się deklasować. Inżynier nie czuł się już zobowiązany do doskonalenia technologii i techniki w swoim przedsiębiorstwie.

Stowarzyszenia naukowo-techniczne nie potrafiły budować pozycji inżyniera w państwie. Ludzie młodzi przestali wstępować do tych organizacji.

Pod koniec lat osiemdziesiątych co ambitniejsi inżynierowie stawali się przede wszystkim przedsiębiorcami. Łatwiejsze były zakupy i inwestycje z wykorzystaniem rozwiązań zagranicznych niż mozolne doskonalenie własnej techniki, której nie miał kto wspierać, ochraniać, promować.

Po czasach wstrząsów i modernizacji gospodarki w latach 90., następuje okres powrotu do normalności - dostrzegania rzeczy we właściwych wymiarach. Także doceniania roli inżyniera. Nie można tylko handlować cudzymi wyrobami, importować obce urządzenia, trzeba także wytwarzać własne - choćby tylko w wybranych, za to na dobrym poziomie, specjalnościach. Każdy, kto patrzy uważnie, widzi, że np. potęga Niemiec bierze się (i brała się zawsze) z poziomu ich produkcji, obecności przemysłu ciężkiego, wielkiej chemii, nie tylko z czerpania prowizji z udziału w światowym handlu.

Piszę te słowa w związku z zapowiadanym na grudzień XXIII Kongresem Techników Polskich. Między inauguracją a zakończeniem upłynie pół roku przeznaczone na dyskusje, sympozja i konferencje regionalne i środowiskowe (szerzej o tym na str. 16). Może ta aktywność środowiska wykreuje decyzje polityczne wspierające zainteresowanie polską techniką.

Coraz trudniej oddzielić technikę od zarządzania i finansowania, a także od polityki, nawet tej największej. Niektóre wynikające stąd wnioski są zaskakujące. Oto po wrześniowych wydarzeniach w USA problemem staje się psychoza związana z bioterrorem. Wąglik króluje na pierwszych stronach codziennych gazet i tygodników. Wąglik dotąd znany raczej tylko jako choroba zawodowa. Bardzo niebezpieczna, przed którą nagle chcą zabezpieczyć się miliony ludzi. Przemysł farmaceutyczny dysponuje antidotum, ale drogim. Tymczasem znajduję w codziennej gazecie duży tekst "Etyka wąglika" przypominający, że "USA zagroziły łamaniem patentów chroniących cipro, najpopularniejszy lek na wąglika i wymusiły obniżenie jego ceny. A kiedy przed kilku miesiącami kraje Trzeciego Świata walczyły o lek na AIDS Amerykanie stanęli murem w obronie patentów". Przemysł farmaceutyczny to wyrafinowana dziedzina działalności inżynierskiej i medycznej, ochrony patentowej, promocji leków - i jak widać - polityki. Jednak inżynierowie mają jeszcze wiele do powiedzenia. Na początku musi być dobry produkt, a jeszcze wcześniej nowoczesna myśl techniczna. Także w dziedzinie zarządzania bezpieczeństwem pracy. Wszyscy uświadamiamy sobie, że praca w biurowcu może być niebezpieczna, a systemowe analizy ryzyka przydadzą się politykom.

Jerzy Knyziak

Dodaj swój komentarz


Roman Rogala: Dzisiejszy inżynier "naszpikowany" jest wiedzą encyklopedyczną, ograniczającą twórcze myślenie. Niewiele wspólnego ma on z inżynierem, do którego wzdycha autor artykułu. Tylko nieliczne wyjątki nawiązują do dawnych wzorców, ale giną one w tłumie średniaków. Nawiasem mówiąc nie mam nic przeciwko inżynierom i innym oznaczalnym tytułom, pod warunkiem wszak, że nie tylko w treści pieczątki te tytuły są zauważalne. Bardzo potrzebujemy kompetentnych inżynierów, wnoszących nowe rozwiązania techniczne i twórczo myślących. Ale na szacunek, odpowiedni status społeczny oraz wysoką pozycję finansową i towarzyską, o których to przymiotach pisze autor artykułu wstępnego, środowisko inżynierskie musi sobie zasłużyć. I oby zasłużyło sobie jak najszybciej- w interesie nas wszystkich, całego społeczeństwa polskiego. Czego Im życzę z całego serca. (2001-11-30)

Józef K luczek: Inżynierowie sami muszą sami zapracować na dobrą opinię.Niestety, jeszcze tak nie jest iżby to środowisko postrzegane było jako siła napędowa rozwoju techniczno-gospodarczego w naszym kraju. Na każdym nieomal kroku widać wiele niedorzecznych rozwiązań komunuikacyjnych, budowlanych i z innych dziedzin życia. I do tego jeszcze różnego rodzaju katastrofy.Za kazdym z tych zdarzeń stoi inżynier,którego zawodowe niepowodzenie jest porażką całego środowiska. Zgadzam się z p.Rogalą, twierdzącym że środowisko samo musi sobie zasłużyć na uznanie i szacunek wszystkich obywateli. Przyłączam się do życzeń. (2001-12-10)

grzegorz S: właśnie ukończyłem studia inżynierskie i prawdę mówiąc jestem bardzo mocno rozczarowany. Prawdą jest że jesteśmy szpikowani wiedzą encyklopedyczną, niestety zabija się w nas przebłyski ewntualnego twórczego myślenia, np. kiedy kolega zwrócił uwagę magistrowi, że jest błąd w zadaniu (na ćwiczeniach z mechaniki), ów magister poirytowany postawił dwóję za przeszkanie w prowadzeniu zajęć(czy to normalne??????? ). Brak jakichkolwiek kół zainteresowań, brak odpowiedniego oprogramowania i niestety ludzi z pasją, którzy pobudzaliby nas do TWÓRCZEGO MYŚLENIA. Dlatego zwracam się z apelem (zapewne bez odzewu) aby pomóc tym młodym ludziom, którzy mają pragnienie bycia prawdziwym inżynierem myślącym twórczo, by pobudzać jeszcze do myślenia, a nie zabijać wszelką pomysłowość i najdrobniejsze koncepcje. Pozrawiam. "inżynier" (2003-03-31)

k.l.: A po co twórcze myślenie.Twórcy już siedzą na wysokich stołkach i tworzą bzdety m.inn. w prawie pracy, nie mają zamiaru tak szybko z tych wysokich stołków zleżć.A młodzi do łopat bo i tych może zabraknąć. (2003-03-31)

inżynier: Od pierwszych wpisów w tym temacie nic się nie zmieniło, jest jeszcze gorzej. Młodzi inzynierowie wyjechali za granicę budowac potęgę gospodarczą Anglii i Niemiec, a ci co pozostali w kraju, trzyma się ich na marginesie. Chcący coś zrobic są odsuwani, są zagrożeniem dla "społeczeństwa". (2014-05-04)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2001

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58087052