ATEST Ochrona Pracy

19 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Inna twarz

W początkach maja, z okazji rocznicy powstania radia Wolna Europa, odbył się festiwal Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Mimo nienajlepszego ostatnio stanu polskiej demokracji, braku porządku, a często nawet i przyzwoitości w państwie powiedział ładnie, że musi być optymistą, bo inaczej żyć się nie da. Nowak-Jeziorański ubolewał, że rząd traci punkty, ale nie zyskują ich ugrupowania opozycyjne (co jest zjawiskiem typowym po przejęciu władzy przez nowe ugrupowanie), zyskuje punkt głównie Andrzej Lepper. Nie jest to poparcie wprost dla niego, ale protest przeciw klasie politycznej, która wymościła sobie wygodne gniazdka i w gruncie rzeczy uprawia gry pozorowane. W tej sytuacji jedyną siłą, z którą można wiązać nadzieję na naprawę państwa, są media i presja społeczna wynikająca z odważnej, prawdziwej informacji. Dodam, także siły kreacji artystycznej.

Również 2 maja w radiowej dwójce (jedyny program radiowy, którego mogę słuchać bez przerwy) przypomniano i dyskutowano o mało znanych filmach Kieślowskiego. W tym "Szpital". Oto do szpitala przywieziono ludzi wymagających reanimacji. Personel dwoi się i troi. Do tego stopnia, że uruchamia uszkodzone urządzenia, które nadają się na złom. Jeden z lekarzy dociska jakąś rurę do tubusa, bo ze starości rozleciały się objemki, węże itp. Naturalistyczne detale. Z tą walką ludzi z materią, z ich wyjątkowym staraniem, kontrastuje krótkie ujęcie pokazujące gabinet dyrektora szpitala. Drogie, ekskluzywne wyposażenie. Tak bywało w Polsce gierkowskiej, a i obecnie spotkać można nie mniejsze kontrasty. Film wyglądał na reportaż, ale jego tytuł "Szpital" dawał wrażenie syntezy. To nie był szpital na Szwoleżerów, Litewskiej czy Kopernika. Szpital stał się metaforą służby zdrowia, stanu państwa. Prawda, w tamtych czasach prawie wszystko traktowano jako metaforę - publiczność biła brawo podczas spektakli nie tylko takich, jak "Dziady", kiedy wydawało się jej, że autor tekstu choćby sprzed stu lat dokłada "czerwonym" lub Moskalom. I autorzy i publiczność porozumiewali się ponad tekstem. Teraz nie ma tej poetyki, trudniej o metaforę. Może "Mateusz Bigda" to jakby kawałek dzisiejszego parlamentu.

Sztuka to jednak potęga - myślę o jej możliwościach, zwłaszcza sztuki filmowej. Zupełnie niewykorzystanej w naszej dziedzinie, która ma naturalną siłę związaną z wydarzeniami jakże dramatycznymi - z wypadkami, utratą życia, kalectwem. Do tej pory oglądaliśmy tylko szkoleniowe i propagandowe produkcyjniaki - zresztą też potrzebne. Ale nie tylko do nich warto sprowadzić oddziaływanie filmów.

Pytam w gruncie rzeczy retorycznie - czy mowa nasza także w języku filmu musi być drętwa? Dobrym przykładem możliwości pokazania ciekawie, zdawało się, nieciekawej treści jest serial dokumentalny, ale i kreacyjny, "Serce z węgla", emitowany przed kilku miesiącami. Wydawało się, że o Śląsku i bezrobociu można tylko nudnie. Wiadomo, że bezrobocie to tragedia, ale by widz przejął się naprawdę, trzeba temat pokazać interesująco. I twórcom się to udało. Zgódźmy się zatem, że można zrobić ciekawy film na przykład o wypadkach przy pracy: nie propagandowy czy instruktażowy, ale inny gatunkowo, skłaniający do egzystencjalnej refleksji. Zaistniałaby szansa na poważną dyskusję ogólnospołeczną, na zmianę stosunku Polaków do spraw bhp. Bo przecież poważna refleksja nad przyczynami wypadków wiązać się musi z koncepcją ludzkiego losu, wpływu jednostki na życie swoje i otoczenia.

Wystarczyłoby pozostać przy śląskich przykładach - wyzwaniem jest sytuacja opisana w głośnym artykule "Gazety Wyborczej" - "Kto smaruje ten fedruje". Świadczy ona, że byliśmy naiwni jak dzieci, ciągle wierzymy w sprawozdania i formalne zapewnienia - w górnictwie wprowadzono przecież systemy zarządzania bezpieczeństwem, najnowsze formy doskonalenia warunków pracy. Bywa zaś tak, w tych wielkich zakładach, że dział bhp zbiera pieniądze na przekupienie inspektora WUG, aby ten nie zatrzymał robót. Wrócimy do tych spraw. Jedno wiadomo - ekonomika zawsze wygra z bhp, jeśli dojdzie do bezpośredniej konfrontacji. A system ekonomiczny jest przeciw bhp.

Przyjmijmy, że przekonałem Czytelników, że potrzebny i możliwy jest taki film zmieniający optykę oglądania świata, dający do myślenia w sprawach wypadków. Pojawia się pytanie podstawowe - za czyje pieniądze?

Na pewno musiałby to być film emitowany w godzinach najwyższej oglądalności, zrobiony przez artystów, ale i dokumentalistów, czujących naszą problematykę, takich jak Grzegorz Królikiewicz czy Andrzej Trzos-Rastawiecki. Zatem film dość drogi.

W aktualnej sytuacji polskiej kultury możliwe jest tylko przedsięwzięcie wspólne, jednak firmowane przez poważną instytucję lub ważną osobę integrującą poczynania różnych podmiotów. W obecnych realiach - Rada Ochrony Pracy, może znaczący parlamentarzysta. A kto wesprze finansowo? Najbogatsze instytucje w naszej branży to ciągle inspekcja pracy i CIOP. Im także państwo w ostatnich latach ogranicza środki, jednak nie nazbyt drastycznie - bo liczba inspektorów do niedawna wzrastała, a krótkie omówienia prac badawczych tworzą imponującą objętościowo księgę. Do pomyślenia jest jednak sytuacja, gdy liczba kontroli w którymś z lat zmniejszy się nieco i powstanie mniej prac badawczych, z których część to półkowniki.

Przyjęcie takiego rozwiązania, którego celem jest zmiana wizerunku branży, wymagałoby także autorskiego prowadzenia. Ktoś personalnie musiałby się przejąć taką ideą, zaangażować w "przepychanie" i koordynowanie. Te poczynania są niezbędne, jeśli uznamy, że dotychczasowe działania i brak strategii nie sprawdziły się. W każdym razie brakuje zmian jakościowych, których można by oczekiwać przy wysokich kosztach działań państwa na rzecz ochrony pracy.

Jerzy Knyziak

Dodaj swój komentarz


Pitdre: zaronbi ście (2002-10-9)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2002

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58368177