ATEST Ochrona Pracy

29 marca 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 12/2023

Gdzie jest analityk

Bardzo sobie cenię analityków bankowych, w każdym razie tych, których rozważania zamieszczane są w poważnych gazetach. To muszą być ludzie kompetentni i z wyobraźnią, bowiem - choć poruszają się w obszarze wielce niepewnym - ekonomia jest, i pozostanie, w równym stopniu nauką co sztuką. A przecież, mimo wszystko, fachowcy na dłuższą metę wygrywają w tej, jakże konkretnej dyscyplinie - mnożenia pieniędzy.

Przyglądam się analizom dotyczącym skutków podwyżek cen ropy, na przykład dla rynku mieszkaniowego, albo wpływowi zmiany podatku VAT na rynek pracy i widzę jak skomplikowane konstrukcje intelektualne tworzą owi analitycy. Może nie całkiem pewne, ale dające się bronić w kategoriach racjonalności. Wiadomo również, że są analitycy bankowi, wojskowi, służb specjalnych, specjaliści od białego wywiadu, czyli ci, co czytają tylko gazety, np. eksperci z Centrum Studiów Wschodnich, gdzie szefem był Marek Karp, którego śmierć obszernie komentowały media. Oczywiście nie tylko czytają, ale przede wszystkim kojarzą i wyciągają wnioski. Teoretycznie powinni być i analitycy od warunków pracy. Ale nie ma ich nigdzie w naszym kraju, ani w Głównym Inspektoracie Pracy ani w resorcie gospodarki i pracy, ani w CIOP. Być może są formalnie, ale nie dostrzegam śladów ich działalności. I to nas wszystkich kosztuje bardzo drogo. Tyle że nikt tymi kosztami się nie przejmuje. Obruszy się ktoś, że wykonywane są analizy (oceny) stanu warunków pracy - i to podwójne - przez resort gospodarki i pracy oraz przez Główny Inspektorat Pracy. Ale opracowania te nie zasługują na określenie analiza - polegają bowiem na zwyczajnym zestawieniu danych - sprzed roku, dwóch, niekiedy kilku. Autorzy tych opracowań, pożal się boże analiz, nie odpowiadają na jedno, ale jakże ważne pytanie - co z tego wynika?

Niewiarygodne, ale tak się dzieje od lat. I nikogo to nie porusza - ani Rady Ochrony Pracy, ani parlamentu. Mają ważniejsze sprawy na głowie, poza tym żeby dojść do takiego przekonania trzeba by owe sprawozdania przeczytać, choćby w wybranych fragmentach przeanalizować.

Mam pod ręką dziesiątki takich opracowań. Na przykład opracowanie GIP dotyczące przestrzegania przepisów i zasad bhp w małych i średnich przedsiębiorstwach (MŚP) z lutego 2004 roku. Temat ważny, bo MŚP to teraz firmy kluczowe dla ogólnych wskaźników bezpieczeństwa. Czytam na stronie 7, że "wymogów w zakresie badań i pomiarów czynników szkodliwych dla zdrowia nie spełniło ponad 54% pracodawców skontrolowanych w 2002 r. i 50% w 2001 r. Najczęściej stwierdzano brak decyzji inspekcji sanitarnej co do rodzaju badań i pomiarów czynników szkodliwych oraz przekroczenia NDSiN czynników szkodliwych dla zdrowia".

Sytuacja gorzej niż skandaliczna i nawet się pogorszyła. Dlaczego tak się dzieje? - powinien zapytać analityk (zresztą każdy myślący człowiek), i próbować objaśnić, że np. PIS nie miał mocy przerobowych, na dodatek zwolnił w ostatnim roku około 10% załogi. Choć można by się zastanawiać, czy ten fakt nie wynika ze złej strategii inspekcji sanitarnej - może część mocy należy przeznaczyć właśnie na przygotowywanie decyzji w opisanych sprawach? Poza tym, powiedzmy, że rozważa sprawę analityk: istnieje porozumienie PIP - PIS, w ramach którego można by rozwinąć lepszą współpracę, np. inspektor PIP stwierdza, że stężenia substancji szkodliwych są poniżej progu wykrywalności nie całkiem profesjonalnych mierników, którymi dysponuje inspekcja pracy do wstępnej oceny sytuacji i uznaje, że pilne pomiary nie są konieczne. Powiadamia o tym PIS. Wówczas możliwe byłoby przeprowadzanie pomiarów przez inspekcję sanitarną gdzie indziej. Być może warto pomyśleć o połączeniu obu inspekcji, co postulował przed laty Arwid Hansen, a na początku swojej kadencji rozważał rząd Leszka Millera.

Czytam dalej, na tej samej stronie sprawozdania, że "liczne nieprawidłowości stwierdzono w zakresie szkolenia pracowników w zakresie bhp. W 2002 ujawniono uchybienia dotyczące szkoleń wstępnych u 37% pracodawców (40% - 2001 r.), zaś szkoleń okresowych u 25% (16% w 2001 r.)". A więc nawet w sprawach szkolenia traktowanego wyłącznie w kategoriach "kwitów" jest regres. Dlaczego? Brak odpowiedzi i to po raz który - pięćdziesiąty? Cóż dopiero mówić o ocenie jakościowej tych szkoleń. Nie spotkałem solidnej oceny systemu szkolenia ani ze strony resortu pracy, ani PIP. Pytania w tej sprawie można mnożyć.

W numerze 8/2004 pisałem w artykule wstępnym "Po co ta ocena" o niewypełnianiu przez służby bhp podstawowych obowiązków, m.in. nieprowadzeniu analiz stanu bhp. Dlaczego tak się dzieje? Być może dlatego, że inspektorzy bhp nie wiedzą, jak wykonywać tę robotę. System kształcenia behapowców zawiera mnóstwo rzeczy najczęściej nie bardzo potrzebnych. Natomiast kto uczy praktycznie, jak prowadzić kontrolę w zakładzie pracy? Proszę pokazać taką firmę szkoleniową, uczelnię czy studium, która pokazuje zagrożenia w konkretnym zakładzie.

Wreszcie mój ulubiony temat - choroby narządu głosu u nauczycieli. Po kilkunastu latach wypłacania ogromnych kwot na odszkodowania zaczęto interesować się emisją głosu, badaniami wstępnymi nauczycieli itp. Dlaczego nie wcześniej? Gdzie byli analitycy, gdzie się podziały istoty myślące? Tymczasem takie działania podjęto kilka lat wcześniej, np. w lubuskim WOMP. Nie wymagało to zresztą wyrafinowanej pracy myślowej. Sprawa kłuła w oczy, dlaczego więc nie wskazywały na nią instytuty naukowe? Czy jest w ogóle w naszej dziedzinie jakiś choćby pół-analityk?

Może więc pora, aby wzorem banków zatrudnić w resorcie pracy, PIP, w ramach SPR analityków wysoko wynagradzanych, ludzi, którzy będą stawiać sobie i szefom ważnych w ochronie pracy instytucji pytania - i co z tego wynika? Kwoty zdeponowane w bankach to sprawa zbyt poważna, żeby powierzać je amatorom. Pieniądze przeznaczone na ochronę pracy wydawane są zbyt często nieracjonalnie. Dlaczego? Bo to są pieniądze niczyje. Za ich niemądre wydatkowanie na razie nikt jeszcze nie wyleciał z posady.

Jerzy Knyziak

Dodaj swój komentarz


MU: nikt nie zatrudni analityka który wuciaga wnioski i zadaje poważne pytania, a dotego jeszcze wysokie uposażenie, to jest sprzeczne z obowiązujacą polityką Urzędów, przyzwyczajenia górą. Przedstawiłem kiedyś Pracodawcy analizę w zakresie bhp osób kierujących pracownikami. Zostałem pomówiny o to że chcę ich zwolnić z pracy. Pracodawcy też nie posowało by wytykać iż zatrudnia na stanowiskach kierowniczych ludzie nie przejawiają incjatywy w poprwie zarządzania. (2004-11-16)

J.Bielec: niestety ja też się zgodzę, że dobre analizy nie są nikomu potrzebne... szczególnie przy obecnej nierównowadze na rynku pracy ani pracownik ani pracodawca ani nawet inspektor w firmie nie jest zainteresowany "szukaniem dziury w całym ". w szczególności ciekawą rolę spełniają bhpowcy w dużych firmach przed wszystkim państwowych zajmujący się generowaniem papierów albu udawanymi szkoleniami dla pracowników... gdyby się wychylili z uwagami, to pierwsi zostaliby zwolnieni jeszcze inną rzeczą jest beznadziejne wyposażenie uczelni w urządzenia mogące zademonstrować studentom zasady i warunki pracy - światłomierz, decybelomierz, ubranie ochronne - to wszystko kosztuje, a gdzie wyjścia do zakładów pracy? (2004-12-11)

behapert: Zbliża się koniec roku, warto zatem przypomnieć wszystkim analitykom o przepisach rozdziału XII w dziale X kodeksu pracy.Prawny obowiazek nie zawsze i wszędzie jest realizowany.Powinien po wypełnieniu stanowić podstawy do dalszych działań.Wołanie p.red. o analityków jest całkowicie słuszne.Póki co wiele przepisów z zakresu bhp jest martwych, tak jak wyżej wymieniony.A może PIP je ożywi. (2004-12-13)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2004

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58071550