ATEST Ochrona Pracy

16 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Widoczny jest także w świecie odwrót od koncepcji ludzi "cegiełek" do przestawiania, zgodnie z regułami nauki.

Niech pan sobie coś znajdzie

Przed mniej więcej 30 laty nastąpił wielki rozkwit dyscypliny o nazwie organizacja i zarządzanie. Powoływano na uczelniach nowe kierunki o tej nazwie - z początku na uczelniach ekonomicznych, z czasem na uniwersytetach i politechnikach. Młodzież garnęła się na te studia, co przekładało się na dotacje, a w ostatnich piętnastu latach na czesne w prywatnych uczelniach. Dopisywano zarządzanie w najbardziej fantastyczne towarzystwo. Można było je odnaleźć w nazwie instytutu obok, na przykład, mechaniki, inżynierii itp. Z czasem zaczęto forsować zarządzanie bezpieczeństwem, a nawet zarządzanie ryzykiem. Taka zbitka słowna nie jest zgodna z duchem języka polskiego, ale któż poradzi na taką modę. Nawet profesor Doroszewski radził w podobnych przypadkach pogodzić się z faktami językowymi, zwłaszcza kiedy neologizm sprzyja poprawie wizerunku. "Bhp" było swojskie i miało zawsze kiepską opinię, "zarządzanie ryzykiem" drogą niejako okrężną buduje wizerunek pewnej naukowości, dowartościowuje poczciwą, siermiężną dziedzinę.

Nauka organizacji i zarządzania polega na analizowaniu zasad działania i tworzeniu struktur, które należy powołać, aby sprawnie (wydajnie) kierować, zwłaszcza dużą organizacją. Większość praw obowiązujących dla wielkich organizacji z powodzeniem można stosować i do małych podmiotów gospodarczych. Koncepcja generalna wynika z przekonania, że ludzie są podobni do siebie, że pracownika X można zastąpić Y i w odpowiednim systemie będzie on podobnie wydajny. Wystarczy dobrze przemyśleć reguły działania systemu.

Jednak po latach tryumfów medialnych organizacja i zarządzanie przestaje powoli być atrakcyjne jako dziedzina nauki. Mniej chętnych na studia, mniej wiary w ich skuteczność. Po latach dominacji opisanej mody obecnie coraz częściej znaleźć można przykłady odmiennego stosunku do roli pracownika w organizacji. Przed rokiem przeczytałem felieton, chyba Jerzego Pilcha, dotyczący "Tygodnika Powszechnego"; owa historia jest na tyle wdzięczna, że warto ją przypomnieć. Oto kiedyś przyjęto do pracy w redakcji Marka Skwarnickiego. Nikt nie wiedział co z nim począć. Całymi dniami wałęsał się po różnych działach. W końcu zjawił się u Jerzego Turowicza, zawsze jakby nieobecnego duchem. - Co mam robić, panie redaktorze? - spytał kandydat do pracy. - Ee, nie wiem, niech pan sobie coś znajdzie - odpowiedział redaktor. Zgroza, szef, który nie wie co ma robić pracownik. Z podobnym podejściem spotykali się zapewne kolejni pracownicy redakcji. Znajdowali jednak dla siebie ciekawą niszę. Marek Skwarnicki był przez kilkadziesiąt lat głównym - obok Kisiela - felietonistą, słynnym przez swoją przyjaźń i długoletnią korespondencję z Janem Pawłem II. Pozostali pracownicy "TP" też wyrobili sobie nazwiska w świecie kultury.

Nauka o organizacji zbadała problem charyzmatycznego przywódcy, ale opisana sytuacja bynajmniej nie jest z tego gatunku. Turowicz zapewne wychodził z założenia, że ludzie poszukują działania z sensem, a jeśli są inteligentni, to znajdą dla siebie odpowiednie miejsce.

Widoczny jest także w świecie odwrót od koncepcji ludzi "cegiełek" do przestawiania, zgodnie z regułami nauki. Świadczy o tym dobitnie przykład Jacka White'a, emerytowanego prezesa General Elektric, firmy zatrudniającej około 200 tysięcy ludzi na kilku kontynentach. To obecnie guru zarządzania. Uzyskuje najwyższe honoraria za swoje wykłady, z którymi objeżdża świat. Osiągnął w firmach, którymi kierował, znakomite wyniki. Zasłynął jednak działaniami sprzecznymi z regułami nauki o zarządzaniu. Oto w strukturach, które miewały po kilkanaście szczebli - w tym lokalny, regionalny, stanowy, krajowy, centralny - był w stanie awansować kierownika o kilka szczebli. I to bywały najtrafniejsze decyzje. Wykazywał szczególny talent. Jego postępowanie dowodziło, że ludzie nie są identyczni, i że są zastępowalni tylko do pewnego stopnia.

Myślenie w naszej branży, postępowanie służb bhp, zdominowane jest przez przepis, poszukiwanie szczegółowej podstawy prawnej dla każdego działania. Nie podstawy racjonalnej, ale prawnej. Służba bhp powinna podlegać dyrektorowi naczelnemu. Jakby takie "namaszczenie" załatwiało cokolwiek. Przypomnę w tym miejscu epizod, który obserwowałem w roku 2000 na spotkaniu Zarządu Głównego Stowarzyszenia Służby BHP w Karpaczu. Ubolewano wówczas, że służba bhp bardzo często nie podlega dyrektorowi naczelnemu. Jeden z najskuteczniejszych behapowców, mający duże sukcesy i pozycję zawodową, powiedział: "Całe życie podlegałem jakiemuś piątemu zastępcy, a nawet najczęściej Głównemu Specjaliście ds. Obrotu Towarowego. I nie przeszkadzało mi to w załatwianiu spraw dotyczących poprawy warunków pracy. Potrafiłem przekonać ludzi." Siła argumentów jest co najmniej tak ważna jak brzmienie przepisu.

Dodaj swój komentarz


gall: Czy zarządzanie i ekonomia to nauka? Ni to nauka społeczna, ni techniczna, przyrodnicza, czy humanistyczna. Za dużo tam dyscyplin jednocześnie. Ten problem dotyczy także tzw. nauki o bezpieczeństwie. Do takich rozmytych dziedzin zawsze przyklejają się wszelkiego rodzaju nieudacznicy tworzący tzw. teorie, które przeczą nauce albo można je zweryfikować po 100 latach. Wiele z nich ma bardziej cechy religii niż nauki. (2006-02-17)

Radca -I.Bulski: Ta działalność w zakresie BHP, jak Pan pisze "poczciwa, swojska, siermiężna" - tak zwane " mydło i powidło" nikogo w dzisiejszych czasach już nie fascynuje i nie przyciąga młodych entuzjastów. To właśnie nieco "unaukowienia" problematyki BHP pozwoli na to, że pracownicy i pracodawcy nie będą kwitowali tej problamatyki pogardliwie i wzruszeniem ramion, że do tej pracy przyjdzie ( już przychodzi !), nowa kadra ludzi z otwartymi głowami, którzy z czasem uzyskają autorytet i status ekspertów oraz cenionych fachowców. Czyżby Pan Redaktor był takim konserwatystą, że tylko to "siermiężne" BHP budzi Pana sympatię ? Nie podejrzewałem Pana o takie poglądy !! A może źle zrozumiałem Pana intencje?Pozdrawiam, choć tym razem się z Panem całkowicie nie zgadzam ! (2006-02-20)

R.Czaplikowski: Panie Redaktorze w rubryce Kto jest kim w ...,Pana L. Zielińskiego jest błąąd (2006-03-03)

W.Gudalewicz: Panie Czaplikowski - jest Pan bardzo ciekawym cłowiekiem i nawet błąd tak doświadczonego redaktowa,ak Atest- Ochrona pracy! (2006-03-10)

R.Czaplikowski: Eliminacja błędu polega na jego znalezieniu a tu nawet Pan Zieliński podczas naszej rozmowy nie wiedział - ale Redaktor go wychwyci .Błąd fundamentalny -Pan R.Studenski nie dysponuje wiedzą inżynierską gdy się pomyliłem to przepraszam. (2006-03-15)

W.Gudalewicz: Czaplikowski - OK. (2006-03-18)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2006

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58339462