ATEST Ochrona Pracy

26 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Coś nie w porządku z wyobraźnią

Rozmowa ze Stanisławem Kracikiem, posłem na Sejm RP (Unia Wolności), burmistrzem Niepołomic.

Robert Kozela: Jest Pan burmistrzem Niepołomic, więc pracodawcą w sporej firmie. Ile płaci Pan swojemu behapowcowi?

Stanisław Kracik: Przyznaję ze wstydem, że nie wiem. Sprawy płacowe prowadzi pani wiceburmistrz, ale inspektor bhp nie był u mnie skarżyć się, że za mało zarabia. Pracownicy merytoryczni zarabiają u mnie brutto około dwóch tysięcy złotych.

Czy często ma Pan kontakt z behapowcem?

Zwraca się do mnie dosyć często z różnymi postulatami: okulary dla pracujących przy komputerach, odpowiednie rusztowania dla gospodarki komunalnej, umundurowanie. Gdyby na to patrzeć tylko z punktu widzenia skarbnika gminy, behapowiec jest osobą, która swoim działaniem powiększa koszty funkcjonowania. Trzeba umieć liczyć koszty w szerszym zakresie i - pomijając fakt, że życie ludzkie nie ma ceny, że zdrowie trudno zmierzyć w złotówkach - całościowo spojrzeć na urząd, który zatrudnia ponad dziewięćset osób ze szkołami licząc. To prawie jedna dwudziesta mieszkańców naszej gminy. Chcemy uniknąć sytuacji, w której z funduszu opieki społecznej musielibyśmy utrzymywać rodzinę pracownika, który zginął lub utracił zdolność do pracy wskutek nieprzestrzegania norm bezpieczeństwa. Nie można więc narzekać, że ma się inspektora bhp i on stale czegoś się domaga.

Nie jest to uciążliwe? Jak często traktuje Pan behapowca jak natręta, którego trzeba odprawić z kwitkiem, bo znowu chce wydawać gminne pieniądze?

Nie było dotychczas żadnych wniosków dotyczących bhp, które schowałbym do szuflady. Mój behapowiec to młody człowiek z wyczuciem realiów. Wie jak osiągnąć kompromis między potrzebami a możliwościami inwestowania w bhp. Trzeba w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek. Od dziesięciu lat mieliśmy tylko jeden wypadek przy pracach na dachu. Odpukać w niemalowane - nic złego więcej się nie wydarzyło. Pamiętam natomiast wypadek śmiertelny przy remoncie zamku w Niepołomicach, gdy pracownik spadł z dachu. Wprawdzie nie był to nasz pracownik, ale zostawił żonę z dziećmi, której staramy się pomagać. Obok ludzkiej biedy i nieszczęścia nie można przejść obojętnie. Ten wypadek jest dla nas także przestrogą, gdyż zagrożeń nie brakuje. Zatrudniamy spawaczy, ślusarzy, malarzy, kierowców, prowadzimy budowę kanalizacji z głębokimi wykopami. Zrobiliśmy ponad sto pięćdziesiąt kilometrów wodociągów i ponad dwadzieścia kilometrów kanalizacji bez wypadku przy pracy.
(...)

W styczniu ubiegłego roku zabierał Pan głos podczas sejmowej debaty nad sprawozdaniem z działalności PIP. Sprawy te rzeczywiście Pana zainteresowały?

To był na pewno efekt rozmów z inspektorami pracy. Po tej debacie sejmowej uświadomiłem sobie, że może ona dotyczyć tylko relacji z wykonania planu. A dla mnie najbardziej interesujące jest przygotowywanie samego planu, kryteria doboru tematów. Debata nad sprawozdaniem powinna więc mieć dwie części: poświęconą samemu sprawozdaniu oraz dyskusji nad wnioskami do planu na następny rok. Wtedy Sejm, Rada Ochrony Pracy, PIP nie tylko informowaliby się wzajemnie, ale byliby również współtwórcami planu działania inspekcji. Główny inspektor i jego ludzie przy tworzeniu planu mogą stosować pewne samoograniczenia związane z budżetem. Jeżeli Sejm włączyłby się w rozmowę nad planem, mógłby inaczej ustalić budżet inspekcji.

Z trybuny sejmowej mówił Pan wtedy również o istotnej roli porad udzielanych przez inspekcję, stwierdzając, że jednak za mało akcji edukacyjnych PIP dotyczy samorządów. Czy od tego czasu coś się zmieniło?

Mogę się mylić, ale żadnego przełomu w tym zakresie nie zaobserwowałem. Jest to ważne, gdyż po reformach administracyjnej i edukacji samorządy stały się największym pracodawcą w kraju. Na przykład w gestii powiatów jest szkolnictwo średnie, a wprowadzenie gimnazjów oddało pod opiekę gmin jeszcze jeden rocznik dzieci.

Postulował Pan też przed prawie dwoma laty, żeby policzyć, czy zwiększenie nakładów na inspekcję pracy spowoduje zmniejszenie liczby wypadków.

Nic w tym kierunku nie zostało zrobione. Od lat domagam się również tego samego dla Najwyższej Izby Kontroli. I tu pojawia się jeszcze jeden problem "liczbowy" jeśli chodzi o PIP i NIK - można spojrzeć na oddziaływanie tych instytucji inaczej: nie ile nieprawidłowości wykryto, a ile dzięki działaniom i postawie tych instytucji było aktów zaniechania łamania prawa. Jednak tego się policzyć nie da. Można natomiast próbować liczyć zyski z działalności edukacyjnej i restrykcyjnej inspekcji pracy. Nie miałem niestety czasu, żeby pogrzebać w danych i zbadać to zjawisko.

Uczestniczył Pan aktywnie w debacie parlamentarnej w styczniu 1999 r., która dotyczyła sprawozdania inspekcji pracy za rok 1997. W październiku ubiegłego roku odbyła się debata poświęcona sprawozdaniu za rok 1998. Na niej już się Pan nie pojawił. Czyżby spadek zainteresowania ochroną pracy?

Nie. Jestem członkiem Komisji Finansów Publicznych, która jest najbardziej zapracowaną komisją, członkiem Komisji Polityki Społecznej, która też często obraduje, poza tym pracuję w dwóch komisjach nadzwyczajnych i pięciu podkomisjach. Biorąc pod uwagę tę statystykę jestem najbardziej obciążonym posłem. Bywa tak, że gdy mam ważne posiedzenie komisji, to nie mogę brać udziału w debacie.

Komisje, których Pan jest członkiem omawiają również sprawy związane z Państwową Inspekcją Pracy. Jak inspekcja jest postrzegana w tych komisjach?

Na pewno przed problematykę dotyczącą inspekcji wysuwają się sprawy Kodeksu pracy. W Sejmie bardzo silna jest opcja związkowa - OPZZ, ZNP i tak dalej - więc spraw kodeksu dotyka się często na kilka sposobów. Najkrócej mówiąc są to: anulowanie zaszłości, tworzenie nadregulacji, zachowanie lobbystyczne. Nie pamiętam, żeby w komisjach PIP wzbudzała jakieś emocje czy kontrowersje związane z funkcjonowaniem lub sposobem wydawania pieniędzy.

Co Pan wie o Radzie Ochrony Pracy?

Znam parę nazwisk z rady i to chyba wszystko poza mglistym pojęciem o zakresie jej kompetencji. Mglistym, bo nie bardzo wiem, czym oprócz ustalania strategii inspekcji pracy i pierwszą wewnętrzną oceną sprawozdania, rada się jeszcze zajmuje. Trudno mi rozwijać ten temat, ponieważ nie brałem udziału w żadnym z jej posiedzeń.

Kodeks pracy narzuca obowiązek tworzenia komisji bezpieczeństwa i higieny pracy w zakładach zatrudniających co najmniej pięćdziesiąt osób. W województwach działają Wojewódzkie Komisje Ochrony Pracy. Co myśli Pan o możliwości i potrzebie tworzenia podobnych ponadzakładowych struktur w mniejszych regionach, na przykład w Niepołomicach?

Obawiam się pewnych historycznych zaszłości, które powodują, że podobne instytucje społeczne źle się kojarzą, na przykład z inspekcjami robotniczo-chłopskimi. Sceptycznie podchodzę do możliwości żywiołowego rozwoju takich form działalności w ochronie pracy.

Niedawno w Sejmie gorąco dyskutowano nad skróceniem tygodniowego czasu pracy. Czy Pan chce krócej pracować?

Jestem przeciw tej propozycji. Boję się, że skrócenie czasu pracy i podniesienie kosztów doprowadzi nie do zmniejszenia bezrobocia, a wręcz odwrotnie. Podwyższenie kosztów pracy, związane z wprowadzeniem takiej regulacji może dla pracodawców stać się wygodną wymówką i pretekstem do nieinwestowania w poprawę warunków pracy. Będą mówić: tak mnie te koszty przycisnęły, że nie stać mnie już na żadne fanaberie typu buty czy okulary ochronne.

Robert Kozela


Brak komentarzy

Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2000

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58501873