ATEST Ochrona Pracy

26 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Wypadki pracowników z Ukrainy

Artykuł bazuje w zasadzie na analizie danych dotyczących zdarzeń wypadkowych z udziałem przedstawicieli tylko jednej narodowości, spośród wielu innych pracujących w Polsce w 2016 r. Jednak wśród wszystkich obcokrajowców to obywatele Ukrainy stanowili największą liczbę poszkodowanych w wypadkach przy pracy, co wydaje się w wystarczającym stopniu uzasadniać takie ujęcie tematu. Sytuacja taka nie powinna budzić zdziwienia, ponieważ od wielu lat jest to nacja - nie licząc rodzimej - najliczniej reprezentowana na polskim rynku pracy.

Inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy zbadali w 2016 r. 75 wypadków przy pracy obywateli Ukrainy, które zostały zgłoszone do Okręgowych Inspektoratów Pracy w całej Polsce (dane te są dostępne na stronie internetowej instytucji: www.pip.gov.pl, w części sprawozdania Głównego Inspektora Pracy z działalności PIP w 2016 r. poświęconej wypadkom przy pracy). Sama liczba nie robi może wrażenia w sytuacji, gdy Główny Urząd Statystyczny w ostatnich latach odnotowuje w naszym kraju blisko 90 tysięcy wypadków przy pracy rocznie. Oznacza to, że zdarzenia wypadkowe z udziałem obywateli Ukrainy stanowią zaledwie ok. 0,1% ogólnej liczby wypadków zarejestrowanych przez GUS. Nieco inaczej przedstawia się jednak sytuacja, gdy porównamy liczbę wypadków ciężkich i śmiertelnych (informacje na stronie www.stat.gov.pl - zakładka Rynek Pracy, pozycja: Warunki pracy. Wypadki przy pracy). GUS w 2016 r. zarejestrował ogółem 239 śmiertelnych wypadków przy pracy i 464 ciężkie. Główny Inspektorat Pracy w 2016 r. zarejestrował 7 wypadków śmiertelnych i 20 wypadków ciężkich, w których poszkodowani zostali obywatele Ukrainy. Stanowi to odpowiednio ok. 2,9 oraz ok. 4,3 procenta ogólnej liczby wypadków w tych kategoriach. Biorąc zaś pod uwagę, że według różnych szacunków na rynku pracy w Polsce aktywnych jest ok. miliona obywateli Ukrainy, można przypuszczać, że liczba tzw. wypadków lekkich, czyli powodujących czasową niezdolność do pracy, jest w tej grupie większa niż oficjalnie zarejestrowanych. W treści sprawozdania GIP uwagę zwraca także wzrost liczby wypadków przy pracy, którym ulegają obywatele ukraińscy - w 2015 r. zgłoszono do PIP "tylko" 22 takie wypadki.

Fot. 1
Fot. 1. Początek linii technologicznej

1. Poniżej zostaną przedstawione przykłady dwóch wypadków przy pracy obywateli Ukrainy, przy czym celem nie jest szczegółowa analiza ich okoliczności i przyczyn (jeden z nich był już zresztą opisywany na łamach ATESTU nr 8/2017 w artykule poświęconym upadkom z wysokości), ale zwrócenie w tym kontekście uwagi na pewne problemy związane z faktem wykonywania pracy w Polsce przez osoby, które doświadczenia zawodowe i życiowe zdobywały za naszą wschodnią granicą, w środowisku pracy różnym od polskich realiów. Bariera językowa (w tym przypadku zresztą relatywnie nie aż tak bardzo trudna do pokonania przez obie strony) jest tylko jednym z wielu problemów dotykających podmioty zatrudniające obcokrajowców, choćby w kwestii realizacji obowiązków dotyczących szkolenia w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy, zapoznania z wszelkiego rodzaju instrukcjami czy dokumentacją w zakresie oceny ryzyka zawodowego. Przywołane przykłady są o tyle charakterystyczne, że dotyczą zdarzeń, do których doszło przy czynnościach wykonywanych stosunkowo często przez obywateli ukraińskich, a mianowicie przy pracy w rolnictwie i w sektorze usług budowlanych.

Fot. 1
Fot. 2. Płuczka do warzyw - widoczna końcówka transportera i drabina rozstawna

2. Poszkodowany w pierwszym zdarzeniu był zleceniobiorcą wykonującym pracę w gospodarstwie ogrodniczym, a do jego obowiązków należało m.in. przygotowanie płodów rolnych do sprzedaży. Do wypadku doszło w czasie wykonywania czynności związanych z płukaniem marchwi. Urządzenie wykorzystywane w tym procesie stanowiło jeden z elementów ciągu technologicznego, który rozpoczynał się tzw. bunkrem, czyli zasobnikiem, do którego są zsypywane warzywa przywożone z pola

Kolejnym elementem ciągu był transporter (przenośnik taśmowy - widoczny na fot. 1), za nim znajdowała się płuczka, przy obsłudze której zleceniobiorca doznał obrażeń.

Bezpośrednio przed zdarzeniem właściciel gospodarstwa załadował pierwszą porcję marchwi do zasobnika. Zleceniobiorca znajdował się już wtedy przy płuczce, ponieważ jego podstawowe zadanie w procesie polegało na zapewnieniu płynnej pracy ciągu technologicznego na odcinku wewnątrz pomieszczenia, czyli od końcówki transportera (kolejnymi elementami linii były szczotkarka, stół sortowniczy i wago-paczkowarka). W ramach swoich obowiązków miał obserwować, czy na linii nie powstają zatory i w razie potrzeby usuwać je, tzn. ręcznie rozdrabniać transportowany materiał. W tym celu korzystał z drabiny rozstawnej, ustawionej przy płuczce (jak na fot. 2) - z praktyki wynikało, że miejscem gdzie najczęściej dochodziło do tego typu zatorów był podajnik płuczki, ponieważ na tym etapie marchew była jeszcze oblepiona ziemią.

Fot. 1
Fot. 3. Zasobnik płuczki - widoczna przekładnia zębata przenosząca napęd na bęben

Zgodnie z zasadami eksploatacji linii płuczka jest napełniana wodą przed podaniem warzyw, a po jej uruchomieniu linia działa automatycznie: po zasypaniu warzyw do bunkra są one transportowane przenośnikiem taśmowym do płuczki, która obracając się samoczynnie podaje je do szczotkarki. Wyjątkiem od tej zasady jest początek pracy linii, czyli moment podawania pierwszej "partii" warzyw do płuczki, w którym doszło do przedmiotowego wypadku. Na początku warzywa nie powinny być podawane od razu na szczotkarkę, ponieważ nie zdążyły się odmoczyć w odpowiednim stopniu, co jest szczególnie istotne, jeżeli gleba jest nawilżona i ziemia przylega do wykopywanych warzyw, a tak było w dniu wypadku. Odmoczenie warzyw realizuje się poprzez pozostawienie ich w płuczce na dłużej zanim zostaną podane do szczotkarki. W tym celu konieczne jest włączenie obrotów w lewo (obroty w prawo powodują automatyczne podawanie warzyw na kolejny element linii). Zmiana obrotów płuczki była sterowana przez odrębny przełącznik znajdujący się na płuczce. Aby uruchomić linię, konieczna była koordynacja działań pomiędzy osobą zasypującą materiał a nadzorującym linię, ponieważ główny wyłącznik linii był z kolei usytuowany na zewnątrz, w pobliżu bunkra i włączający go (w tym przypadku właściciel gospodarstwa) musiał porozumiewać się głosem ze zleceniobiorcą przebywającym wewnątrz pomieszczenia. Po uzgodnieniu, że linia może zostać uruchomiona, właściciel włączył wyłącznik główny i poszedł do pomieszczenia płuczki, a kiedy tam dotarł zobaczył, że zleceniobiorca stoi na posadzce i lewą ręką przytrzymuje prawą dłoń, która zwisała bezwładnie. Poszkodowany doznał urazu zmiażdżeniowego ręki prawej, natomiast z jego wyjaśnień wynika, że nie wie, jak dokładnie doszło do wypadku. W najbardziej prawdopodobnym przebiegu zdarzenia mężczyzna, stojąc na drabinie rozstawnej, rozdrabniał ręcznie zator na linii technologicznej i w momencie uruchomienia linii trzymał prawą ręką za koło zębate stanowiące element przeniesienia napędu na płuczkę - do zmiażdżenia doszło po uruchomieniu linii, gdy koło zaczęło się obracać.

Fot. 1
Fot. 4. Miejsce upadku ukraińskiego zleceniobiorcy

3. W wypadku, do którego doszło w czasie realizacji prac budowlanych, poszkodowany został obywatel Ukrainy, również zatrudniony na podstawie umowy-zlecenia. Tak jak to zostało zaznaczone na wstępie, bliższe szczegóły na temat przebiegu zdarzenia zostały opisane w ATEŚCIE 8/2017 - zleceniobiorca doznał obrażeń w wyniku upadku z wysokości; miejsce zdarzenia przedstawia fot. 4.

Mężczyzna został wypchnięty z podestu roboczego przez płytę szalunkową, która odspoiła się od ściany zanim zleceniobiorca zdążył założyć uchwyty transportowe, umożliwiające przetransportowanie jej żurawiem (spadł razem z płytą). W tym przypadku czynności poprzedzające transport pionowy zostały przez niego wykonane w nieprawidłowej kolejności - najpierw rozkręcił i zdemontował ściągi budowlane utrzymujące szalunek w pozycji pionowej przy ścianie, a dopiero później zamierzał założyć uchwyty transportowe. W kontekście głównego wątku artykułu bardziej istotne jest jednak to, w jaki sposób zleceniobiorca został dopuszczony do pracy. Otóż dzień wypadku był nie tylko jego pierwszym dniem pracy na rzecz przedsiębiorcy, który go zatrudnił, ale w ogóle pierwszym dniem pobytu w Polsce po przyjeździe z Ukrainy. Po całonocnej podróży pociągiem i dotarciu do siedziby firmy został skierowany na profilaktyczne badania lekarskie, następnie zleceniodawca przywiózł go na plac budowy na terenie innego województwa, gdzie po trwającym kilkanaście minut szkoleniu rozpoczął pracę, a po kilku godzinach uległ wypadkowi. Niestety sytuacja taka jest raczej typowa dla sektora budowlanego w Polsce z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli m.in.: brakiem prawnego powiązania inwestora z kwestiami bezpieczeństwa pracy, wielopoziomowym układem podwykonawców, pracą pod presją terminów, dużą zmiennością stanu faktycznego w krótkim czasie itd. Jednak w przypadku pracujących z Ukrainy na rzeczywistość polskiego rynku pracy z jego charakterystycznymi negatywnymi aspektami dodatkowo nakłada się, również co do zasady, mniejsze zrozumienie dla konieczności przestrzegania wymogów bezpieczeństwa pracy.

4. Istotnym elementem łączącym oba zdarzenia jest również forma zatrudnienia poszkodowanych - w obu przypadkach była to umowa cywilnoprawna. Nie miałoby to może większego znaczenia, gdyby nie porównanie tej sytuacji ze stanem faktycznym, jaki występował w tej kwestii jeszcze kilka lat temu, kiedy to organy wydające decyzje o pozwoleniu na pracę cudzoziemców, określając formę zatrudnienia co do zasady definiowały ją jako "umowa o pracę". Tendencja ta jest o tyle istotna, że tego typu swoista liberalizacja formalności związanych z pracą obcokrajowców jest charakterystyczna również dla kwestii związanych z bezpieczeństwem pracy, co wyraźnie obrazują przytoczone przykłady wypadków.

Wydaje się, że na pytanie: dlaczego tak się dzieje, istnieje jedna ogólna odpowiedź - polski rynek w wielu obszarach cierpi na brak rąk do pracy i w relatywnie swobodnym napływie pracowników obcokrajowców, głównie zza wschodniej granicy, dość powszechnie upatrywane jest rozwiązanie tego problemu. Paradoksalnie więc istnienie zjawiska określanego mianem rynku pracownika może mieć dla zatrudnionych nie tylko pozytywne aspekty (takie jak np. presja na wzrost wynagrodzeń), ale może też mieć negatywne konsekwencje w postaci większej tolerancji na braki w zakresie kultury bezpieczeństwa pracy.Koniec


Brak komentarzy

Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2018

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58506167