ATEST Ochrona Pracy

26 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

I nikt tego nie skomentował, że wypadki zaledwie w ciągu roku "staniały" dwukrotnie. Czy to realne? Obowiązują przecież prawa wielkich liczb. Wspomniana sytuacja jest tak samo prawdopodobna, jak ogłoszenie, że w jednym roku było 87 tysięcy wypadków, a rok później 40 tysięcy.

Wierzyć tak jak politykom

Ostatnie miesiące przekonały nas bardziej niż kiedykolwiek, że politycy mogą dziś mówić coś całkiem sprzecznego z tym, co powiedzieli wczoraj; i tak zachowają popularność. Lepszych polityków nie mamy.

Z bhp jest podobnie - ludzie tolerują opinie i dane liczbowe mimo niekonsekwencji i głupstw, które fundują społeczeństwu urzędy i instytuty naszej branży. Wrócę do sprawy kosztów wypadków najczęściej pomijanych w kartach powypadkowych (o czym pisałem przed dwoma miesiącami w tym miejscu). Z mojego rozpoznania wynika, że ta konstatacja zaskoczyła inspektorów pracy, chociaż samo zjawisko potwierdzają. Nikt jednak nie próbuje wyjaśnić dlaczego przedstawiciele zakładów pracy w przygniatającej liczbie wypadków pomijają tę rubrykę w kartach powypadkowych.

Zainteresowałem sprawą prezesa GUS Tadeusza Toczyńskiego i otrzymałem jego wyjaśnienie (przedstawiamy je na str. 6). Prezes nie kwestionuje moich opinii, wyjaśnia jedynie, że według danych urzędu suma kosztów nie równa się zeru. Wyjaśnia także, iż GUS "nie sprawuje funkcji kontrolnych w stosunku do zakładów pracy, a tym samym nie ma podstaw do kwestionowania rzetelności przekazywanych danych". Święta prawda, zresztą nie GUS był głównym adresatem moich uwag (tylko PIP, resort pracy i CIOP).

Jednak nie sposób powstrzymać się od komentarza, także w odniesieniu do urzędu statystycznego. Kierownictwo GUS ma obowiązek analizowania danych oraz publikowania okresowych komunikatów statystycznych, w tym i dotyczących wypadków przy pracy. W ramach nadzoru administracyjnego powinno reagować na oczywiste absurdy. Wyobraźmy sobie, że w obecnych realiach zakłady zgłaszają takie oto wielkości przeciętnych wynagrodzeń - jedne 500 zł, inne np. 200 zł; w rezultacie średnia zarobków w gospodarce publikowana w oficjalnym komunikacie urzędu statystycznego wynosiłaby 350 zł. Czy i wówczas prezes GUS i jego specjaliści podawaliby takie dane publicznie, traktując je z całą powagą? Analogia jest jak najbardziej uprawniona.

GUS nie jest całkiem bezradny - zgodnie z art. 56 ustawy o statystyce publicznej "Kto wbrew obowiązkowi przekazuje dane statystyczne niezgodne ze stanem faktycznym podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch".

Nie namawiam prezesa GUS do powiadamiania o popełnianiu przestępstw. Istotnie, nie dysponuje on środkami, żeby udowodnić, że w zakładzie X. ewidentnie sfałszowano informacje przekazywane do urzędu statystycznego. Poza tym fałszerstwa, czy raczej skutki zaniedbań, nie dotyczą dużych kwot, ani nie wynikają ze złej woli. W sumie jednak tworzą nową, złą jakość. Trudno nad tym przejść do porządku dziennego.

Dane, jakie prezes Toczyński załącza do swojego wyjaśnienia (dostępne w roczniku GUS), zasługują również na uwagę z innych powodów. Wynika z nich, że w roku 2003 przeciętne koszty wypadku wynosiły około 1200 zł, a w rok później 580 zł. I nikt tego nie skomentował, że wypadki zaledwie w ciągu roku "staniały" dwukrotnie. Czy to realne? Obowiązują przecież prawa wielkich liczb. Wspomniana sytuacja jest tak samo prawdopodobna, jak ogłoszenie, że w jednym roku było 87 tysięcy wypadków, a rok później 40 tysięcy.

Tak więc wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły. I nikogo ten temat nie obchodzi.

Stosowne możliwości analizy i oddziaływania posiada PIP. Ale wymaga to zainteresowania inspektorów, a takie zainteresowanie nie przełożyłoby się na środki prawne, czyli wyniki liczbowe działalności - więc inspekcja nie zajmuje się tematem.

Wspomniałem już, że jeden wypadek kosztował zakład 580 zł (w tym wypadki ciężkie i śmiertelne). Inteligentny pracodawca powie na tej podstawie, że "naprawdę nie opłaca mi się inwestować w bhp". Jeśli przeciętny zakład zatrudniający 50-100 osób ma 1-2 wypadki (a taka jest średnia), to kosztuje go to zaledwie około jednego tysiąca złotych. Oczywiście jest to demagogia, przeciw której brakuje nam jednak konkretnych argumentów. Będziemy mieć "tanie państwo", choć na razie mamy tylko bardzo "tanie wypadki". Ile kosztują naprawdę? Badacze zajmują się wszystkim, tylko nie praktycznymi problemami.

W tym numerze zamieszczamy relację z ostatniego posiedzenia Rady Ochrony Pracy. Czytam w niej, że według CIOP wypadek skutkujący absencją do 28 dni kosztował i państwo, i zakład w sumie 8,5 tys. zł. A dane zakładowe są przecież kompletnie niewiarygodne. Co z ekspertyzą CIOP? Wierzyć tym liczbom można tak, jak wypowiedziom polityków.

Myślę więc jestem - pisał filozof. A jeśli jestem to świętuję Boże Narodzenie i Nowy Rok. Życzę Państwu, aby był pomyślniejszy niż obecny. I żebyśmy mogli komuś wierzyć. I w polityce, i w naszej branży.

Dodaj swój komentarz


W.Gudalewicz: Oj Panie redaktorze poruszył Pan bardzo ciekawy, a zarazem delikatny temat i tu będzie Pan miał bardzo mało wpisów, a ja wiem dlaczego? (2006-01-13)

I.B.: A wpisów- niestety nie ma !! Czyżby koszty wypadków - to był temat interesujący tyko księgowych? (2006-02-20)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2005

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58506035