ATEST Ochrona Pracy

27 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Inspekcja pracy nie powinna być urzędem, który można każdemu powierzyć z politycznego nadania i politycznego kaprysu, bo Unia Europejska wymusi niedługo kryteria kompetencyjne. Nie liczba zarządzeń i grzywien, ale spadek liczby wypadków zadecyduje o ocenie szefa urzędu.

Brak kryteriów, wszystko dozwolone

Przed siedmiu laty przedstawiliśmy raport na temat polityki kadrowej w PIP (9/2000). Od tego czasu do chwili obecnej inspekcją kierowały trzy osoby. Nie najlepsze to lata, czemu dawałem wyraz na łamach ATESTU. Szefami PIP były w tym czasie osoby o bardzo zróżnicowanej osobowości. Zanim objęły tę posadę uchodziły za kompetentne na swoich stanowiskach, tyle że były to stanowiska urzędnicze. Tymczasem główny inspektor pracy nie może być tylko urzędnikiem, do tego podatnym na wszelkie naciski zewnętrzne; przede wszystkim musi mieć jasną i długofalową wizję działania swojej instytucji w państwie i konsekwentnie ją realizować. Tego właśnie zabrakło.

Trzeba dodać, że szefowie PIP, przecież nie rozpolitykowani, uznawani byli za przedstawicieli różnych opcji politycznych: Tadeusz Zając był członkiem ZChN, Annie Hintz przypisywano opcję lewicową, a Bożena Borys-Szopa miała jeszcze w zeszłym roku bardzo wysoką funkcję w strukturach "Solidarności", przecież sojuszniczce PiS. Z czasem osoby te, dosyć odległe od polityki, po objęciu funkcji w inspekcji pracy zaczynały być "ustawiane" przez polityków nie tylko szczebla centralnego, ale i lokalnego. Na użytek publiczny głosiły, że urząd jest apolityczny, co budziło śmiech w środowisku inspekcyjnym. Dostrzec można wspólną cechę - przecenili znacznie swoje możliwości.

Z zewnątrz wydaje się, że każdy może być szefem PIP. Bo popatrzmy - departament analiz i statystyki opracuje roczne sprawozdanie, wydział zagraniczny przygotuje projekt umowy o współpracy

z, powiedzmy, litewską czy serbską inspekcją pracy. Na różnorodne konferencje jeżdżą wyspecjalizowani pracownicy. Itd. itp. - urzędnicza rutyna. Sądzić można, że nawet ktoś z minimalnym doświadczeniem kierowniczym potrafi kierować całym urzędem, bez większych potknięć. Stąd ludzie wyciągani z politycznego kapelusza nie mówili "nie" na propozycję tej posady.

Kiedy pytam, jakie cechy powinien posiadać szef inspekcji, inspektorzy są zaskoczeni. Trzeba tu zauważyć, że nawet ci odwołani ze stanowisk godzą się mówić tylko incognito. Ich odpowiedzi, co do cech szefa są godne Rocha Kowalskiego. Wuj to wuj, szef to szef, i już. Można to zrozumieć. Inspekcja to pewna i nieźle płatna praca, z której nie sposób wylecieć. Trzeba to docenić. Za to istnieją w PIP liczne możliwości dodawania i ujmowania awansów poziomych, premii, nagród - poprzez szefów różnych szczebli.

Ukoronowaniem wypowiedzi dotyczących kadry kierowniczej są opinie członków Rady Ochrony Pracy przy okazji przesłuchań kandydatów na okręgowych inspektorów pracy. Słyszałem je wielokrotnie, w związku z nieudolnymi, bywało, odpowiedziami kandydatów - główny inspektor ma prawo dobierać sobie ludzi. Takie sformułowanie padło także na lutowym posiedzeniu rady, gdy dyskutowano nad kandydatem na szefa OIP w Warszawie, którego dotychczasowe działanie nie rokowało dobrze. W rezultacie takich przyzwoleń główny inspektor zachowuje się tradycyjnie, jak szef prywatnej firmy, a jednocześnie zachowuje się dyspozycyjnie względem władz politycznych. Dlaczego? Bo jest słaby, nie może się przeciwstawić naciskom polityczno-personalnym. Bo nie ma żadnego oparcia ani wśród pracowników urzędu, ani w ROP. W razie braku uległości mógłby zostać łatwo uznany za nieudolnego, jak zdarzyło się to ś.p. Annie Hintz - tuż po nagrodzie i oklaskach za pozytywną działalność.

Niedawno, w połowie maja, Andrzej Olechowski powiedział w "Kropce nad i": "wracam z posiedzenia rady nadzorczej, poprzednio rady to była hucpa, teraz jest hucpa do kwadratu". Nawet nie trzeba się wysilać z argumentacją. Oto dowiaduję się, że wysoki przedstawiciel partii rządzącej zażądał posady w OIP dla kogoś kto pomógł mu w kampanii wyborczej. I dostał ją, ku zaskoczeniu kolegów.

Czytam w "Rzeczpospolitej": "Wysoki urzędnik z zasobów kadrowych, średni, ze służby cywilnej". Oczywiście sprawa dotyczy administracji rządowej, ministrów, szefów urzędów centralnych; zatem władza nawet nie udaje, że ważne stanowiska obejmują fachowcy. Oczywiście PIP to nie administracja rządowa, ale obyczaje są podobne. Kto jest w zasobach kadrowych, z których powoływany będzie kolejny szef PIP? A średni szczebel, czyli okręgowi? O ile wiem, jedyny przypadek obsadzenia stanowiska OIP w drodze konkursu miał miejsce za T. Zająca w Olsztynie (w 2001 lub 2002 roku). Do dziś Wiesław Matys ceniony jest przez szefów i podwładnych. Dlaczego więc nie konkursy? Dlaczego nie ma kadry rezerwowej, żeby uniknąć niespodzianek, które fundują nam tak często władze inspekcji?

Wreszcie obsada funkcji głównego inspektora pracy. Myślę, że dobry przykład stanowi rozwiązanie przewidziane dla NIK. Obecny jej szef pochodzi z nadania AWS; był bardzo niewygodny dla Millera i jest również dla Kaczyńskich, a przecież ma silną pozycję i chyba powszechny szacunek. Kadencyjność, choćby upolityczniona, jest lepsza niż dotychczasowy brak kryteriów oceny i stała obawa o posadę.

Inspekcja pracy nie powinna być urzędem, który można każdemu powierzyć z politycznego nadania i politycznego kaprysu, bo Unia Europejska wymusi niedługo kryteria kompetencyjne. Nie liczba zarządzeń i grzywien, ale spadek liczby wypadków zadecyduje o ocenie szefa urzędu (środki dobierajcie sami, niech nawet liczba zarządzeń zmniejszy się o połowę, byleby osiągnąć efekt). Wcześniej musi istnieć pomysł na uzyskanie takiego efektu.

Może się zdarzyć, że w dużej polskiej polityce nic się nie zmieni, a bez tego nie zmieni się i niżej. Bo przecież w UE mamy swoje zdanie, swoją politykę wschodnią itd. Ale to też do czasu. Oto Nicolas Sarkozy, twardy prawicowiec - tuż po objęciu prezydentury powołał aż siedem kobiet na kluczowe stanowiska, a jednym z ministrów został socjalista. Może i u nas coś się zmieni. Muszą pojawić się czytelne reguły gry.

PIP powinien zachować, z przyzwoitości, jakąś klasę podczas zmian kadrowych. Przykłady, które podajemy w raporcie, świadczą, że i tego brakuje. Zacznijmy zatem od programu zmian nie tyle politycznych, co obyczajowych. My, czyli kto? Naszym przedstawicielom w ROP, Sejmie dobrze jest, jak jest. Mimo wszystko zaczynam być optymistą. Może przez Sarkozyego.

Dodaj swój komentarz


mirek.: Gratuluję optymizmu. (2007-07-02)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2007

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58521126