ATEST Ochrona Pracy

27 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Społecznie, ale z głową

Myli się ten, kto myśli, że działalność społeczna jest niemodna i źle postrzegana. Wręcz przeciwnie, stała się (może bardziej niż kiedyś) przepustką na salony władzy i biznesu. Daje prestiż i poważanie, a także możliwości, których nie mają ludzie z ulicy. To właśnie organizacje społeczne (społecznicy) opiniują akty prawne, występują do różnych władz i trybunałów, alarmują media i są słuchane przez opinię publiczną. Mają taką siłę przebicia właśnie dzięki temu, że działają społecznie, w imię interesu wspólnego, zajmują stanowiska i wygłaszają opinie, nie musząc brać pod uwagę zdania i interesów administracji czy biznesu. Właśnie z tego punktu widzenia społecznikom mniej wolno, choćby w takich dziedzinach, jak korzystanie ze społecznego/publicznego grosza czy lobbowanie w czyimś interesie.

Mamy w Polsce piękne karty społecznikostwa, które choć powiązane z myśleniem pozytywistycznym naznaczone są w pewnym sensie piętnem romantyzmu. Społecznik w tej wizji to ktoś przymierający głodem, ale z poświęceniem pracujący na rzecz jeszcze biedniejszych i jeszcze bardziej wykluczonych. Dzisiejszy społecznik pozostał wprawdzie pasjonatem i człowiekiem pozytywnie zarażonym wizją poprawy świata (choćby w małym zakresie), ale coraz częściej jest działaczem na etacie lub nie biorąc pieniędzy za pracę (społeczną) dysponuje niemałymi kwotami na działalność. Takie społecznikostwo jest godne pochwały, ale wymaga kontrolowania działaczy i poddawania ich ocenie środowiska czy opinii publicznej.

Do największych w naszym kraju działań społecznych należą akcje Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Coroczna wielka zbiórka publiczna, liczne programy medyczne i edukacyjne wymagają - oprócz bezinteresownego zaangażowania tysięcy wolontariuszy - sporych kwot na działalność. Koszty przeprowadzenia 20. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w którym zebrano ponad pięćdziesiąt milionów, przekroczyły dwa i pół miliona złotych. Trzeba było zapłacić za druk serduszek i plakatów, materiały biurowe, obsługę wolontariatu, usługi przewozowe i telekomunikacyjne itd. itp. I przy takiej skali przedsięwzięcia to wcale nie jest dużo.

Na naszym, behapowskim podwórku też wiele się dzieje, jeśli chodzi o pracę społeczną. Pracownicy służby bhp od dziesięcioleci angażowali się w takie inicjatywy, w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat szczególnie intensywnie - dzięki powstaniu i rozwojowi organizacji zrzeszających pracowników służby bhp. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że paradoksalnie im te organizacje są silniejsze, tym więcej kłopotów z ich funkcjonowaniem i dyskusji, jak ich działalność powinna wyglądać. Dotyczy to przede wszystkim największej organizacji środowiskowej, czyli Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pracowników Służby BHP. Zarządzanie stowarzyszeniem liczącym prawie trzy tysiące członków wymaga sporej pracy, ale też ściśle określonych procedur. W organizacji, która ma ponad trzydzieści oddziałów zwyczaje (nawet jeśli się dotychczas sprawdzały) i dobra wola nie wystarczą. Oczywiście podstawą funkcjonowania jest statut, ale nie może i nie musi regulować on tak szczegółowych zagadnień, jak zasady komunikacji w stowarzyszeniu, sprawozdawczość, praca zarządu głównego czy zarządów oddziałów. Do tego są potrzebne regulaminy, instrukcje, procedury. Choć brzmi to bardzo biurokratycznie, mają one na celu usprawnienie, a nie skomplikowanie działania władzom wszystkich szczebli. Z dyskusji, która toczy się w internecie i na różnych spotkaniach stowarzyszeniowych, wynika na przykład, że bardzo przydałaby się instrukcja dotycząca działalności władz naczelnych stowarzyszenia, w tym reprezentowania go na zewnątrz, udziału w różnych spotkaniach, informowania o podejmowanych działaniach, ponoszenia i rozliczania kosztów podróży służbowych. Oczywiście, najwięcej emocji budzą delegacje, choć jest to przecież sprawa najbardziej błaha. Po pierwsze, trudno sobie wyobrazić kierowanie ogólnopolską organizacją bez częstych wyjazdów i spotkań. Po drugie, trudno narzucić prezesowi czy członkom zarządu, żeby wyjazdy finansowali z własnej kieszeni; oczywiście, mogą tak robić, jeśli chcą i trzeba to docenić. Po trzecie wreszcie, ocenianie wyjazdów służbowych (uzasadnionych i rozliczonych pod względem merytorycznym i finansowym) jako wycieczek na koszt stowarzyszenia jest nieco infantylne i wynika z niezrozumienia sensu działalności. Ta ostatnia sytuacja pokazuje, jak bardzo przydałaby się - uchwalona przez zarząd główny i zaopiniowana przez główną komisję rewizyjną - procedura dotycząca podróży służbowych władz stowarzyszenia. W pierwszej kolejności powinna ona określać najważniejsze cele podejmowania takich podróży i sposób ich merytorycznego rozliczania (zasadność jest z punktu widzenia organizacji ważniejsza niż koszty). Pozwoliłoby to na wyeliminowanie ewentualnej nieuzasadnionej "turystyki". Następnie w instrukcji należałoby określić, co komu przysługuje. Można przy tym skorzystać z ogólnie obowiązujących przepisów dotyczących podróży służbowych. Instrukcja powinna się trzymać życia i nie można w niej przesadzić w żadną stronę. Kolejnym krokiem powinna być decyzja całego stowarzyszenia, że osobie, która pełni funkcję prezesa zarządu głównego przysługuje ryczałt, który choć w części zrekompensowałby dochody utracone w związku z koniecznością ograniczenia aktywności zawodowej.

Trzeba wreszcie skończyć z mitem, że działalność społeczna nie kosztuje, i skoncentrować się na efektach działalności społeczników. To jest znacznie ważniejsze niż menu służbowych kolacji.Koniec

Robert Kozela
redaktor naczelny

Dodaj swój komentarz


członek: Panie redaktorze Robercie, poruszony temat pokrywa się z rzeczywistością działalności społeczników w stowarzyszeniu. Powinny być jasno sprecyzowane instrukcje, co, ile komu należy przyznać środków pieniężnych na działalność statutową i dokładnie to rozliczać. Społecznicy "rozwijają się dobrze w początkowej fazie po ich wyborze" na określoną funkcję w organizacji, ale "głupieją", gdy dotrą do salonów władzy i biznesu - zapominają o misji organizacji, z której się wywodzą. Takich "pseudo" społeczników w stowarzyszeniu jest wielu. Z tą "chorobą psychiczną" OSPSBHP musi walczyć. (2013-11-11)

Maciej Ś.: Tekst "piękny", choć nieco...................naiwny. "Prezes" prawie nigdy nie rozstaje się z misją - "misję" wozi ze sobą na pokazy swojej osoby..........w formie banera (taka płachetka rozwijana z rulonu i instalowana na stojaczku). "Misja" (baner) po rozwinięciu robi za tło "działacza-społecznika" jako aureola. Szkoda gadać............ (2013-11-11)

Maciej Ś.: (cyt.) - "Trzeba wreszcie skończyć z mitem, że działalność społeczna nie kosztuje, i skoncentrować się na efektach działalności społeczników". Konkluzja bardzo mądra, ale...................całkowicie "teoretyczna", a zatem nieprzydatna. No bo jak się "koncentrować", na "efektach" ("efekt", i pochodne - "efekciarstwo", to dobre słowo), skoro koszty są tajne? Gdyby koszty były ujawniane, to by można wówczas zastanawiać się nad efektywnością (stosunkiem nakładów do rezultatów), a tak nawet trudno domniemywać jakiejkolwiek skuteczności. Coś jest na rzeczy, i "konsument" tego nie odpuści i do transparentności nie dopuści. (2013-11-11)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2013

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58518838