Kto jest kim
Lista nazwisk w bazie danych "Kto jest kim" ATEST 5/1996
Leszka Skuza
Leszka Skuza
Nagroda im. Haliny Krahelskiej jest najpoważniejszym wyróżnieniem w dziedzinie ochrony pracy. Przyznawana corocznie kilku osobom, przy tym w mniej więcej równych proporcjach są to postacie życia publicznego - posłowie lub senatorowie, a także profesorowie, społeczni inspektorzy pracy. Przyznawano ją również behapowcom oraz inspektorom pracy, ale emerytowanym. Z jednym wyjątkiem, właśnie Leszki Skuzy. Nie rozstrzygając pierwszeństwa - jest wielu znakomitych inspektorów - odnotowujemy ten fenomen z kronikarskiego obowiązku.
Być może medal ten przyznano za niezależność myślenia. Jeśli pani L. Skuza jest przekonana o swoich racjach, nie zważa na szarże i mówi, co myśli, a jej argumenty są wsparte solidną wiedzą i doświadczeniem. Wykazuje przy tym mnóstwo życzliwości dla ludzi, co jej kontrahentom w zakładach ułatwia przełknięcie niejednej inspektorskiej decyzji. Formalnie główny specjalista - nadinspektor w gdańskim OIP, bywa bardziej człowiekiem do specjalnych poruczeń, kierowanym do najtrudniejszych zadań - opracowywania skomplikowanych raportów, a przede wszystkim rozmów z mocnymi ludźmi - dyrektorami stoczni, portów, szefami firm, którzy znani byli z ignorowania inspektorów.
Najbardziej jednak lubi produkcję, ruch i rozwiązywanie życiowych problemów, które wyglądają inaczej, kiedy cytuje się przepis, a inaczej, kiedy chce się wytłumaczyć ludziom, dlaczego nakazane działanie jest jednak sensowne. Może w innym wcieleniu byłaby kierownikiem wielkiej budowy albo kapitanem statku, bo statki kocha chyba najbardziej.
Jej rodzina znalazła się po wojnie w Gdańsku leżącym na klasycznym szlaku uchodźców z Wilna (Wilno - to tłumaczy tę życzliwość dla ludzi: nie wierzę w stereotypy, ale z Wilnem do tej pory się sprawdza). Rodzina od pokoleń prawnicza - dziadek był prezesem koszalińskiej palestry, ojciec też prawnik - dyrektorem lasów państwowych. Pani Leszka skończyła farmację na Akademii Medycznej w Gdańsku, a wcześniej elitarne wówczas liceum TPD. Mogła pracować gdzie indziej, ale wybrała laboratorium ochrony pracy w gdańskiej stoczni remontowej. Wkrótce była szefową laboratorium, ale wcześniej wspinała się po konstrukcjach statków, spierała i doradzała ludziom. Częste kontakty zawodowe z inspekcją pracy spowodowały, że propozycja pracy w tej instytucji była czymś naturalnym. Trafiła do inspekcji Związku Zawodowego Marynarzy i Portowców, a jej szefem był Lesław Furmaga, wspaniały człowiek, do tego prawdziwy pisarz, autor powieści marynistycznych, m.in. "Rzeka bez brzegu", "Lot Pingwina". Jego osobowość miała duży wpływ na sposób myślenia i chyba sposób bycia inspektorki L. Skuzy.
W ciągu ponad dwudziestu lat pracy w inspekcji zdobyła kilka dodatkowych specjalności. Najbliższa jej pozostała chemia, a dokładniej toksykologia, ale zdobyła również rozległą wiedzę z technologii konstrukcji i ergonomii statków. Przed kilku laty przebywała w Chinach, w stoczni Ijonan Ship Yard w Szanghaju na zaproszenie Zjednoczenia Stoczni Chińskich - jako przedstawiciel PIP. To był jednak miesięczny epizod, po którym z ulgą wróciła do Gdańska. Egzotyka szybko przestaje być egzotyką, a na terenie dwóch województw, po których porusza się L. Skuza, spotkać można tylu nowych, ciekawych ludzi, tyle zaskakujących sytuacji.
Pani inspektor znana była także z pracy społecznej, m.in. była sekretarzem krajowej komisji ds. kobiet pracujących, członkiem nadzwyczajnym NOT. W tamtych czasach leżała jej na sercu zwłaszcza praca kobiet w rozbudowywanym wówczas przetwórstwie rybnym - prowadziła dosłownie batalie o krzesła przy taśmociągach, o ciepłą wodę do rąk przy rozmrażaniu ryb przed obróbką. Pełniła także kilka innych mniej eksponowanych, ale za to bardziej pracochłonnych funkcji, np. w PTErg., co doceniano, przyznając jej medal im. W. Jastrzębowskiego.
Najwięcej jednak zawdzięcza gdańskiej stoczni remontowej, w której szef laboratorium powtarzał "nie ma rzeczy niemożliwych" i nie odmawiał wykonania najtrudniejszego nawet polecenia. Zgromadził wielką bibliotekę fachową i jeśli był problem, to należało go rozwiązać w dzień, a jeśli nie starczyło czasu, to i w nocy. Bez stoczni - mówi L. Skuza nie odważyłabym się na wiele życiowych decyzji.
Przed kilku laty, kiedy zaczęto cenić ludzką przedsiębiorczość, L. Skuza dostała kilka bardzo atrakcyjnych propozycji zatrudnienia. Mogła być szefową dużej firmy kosmetycznej, a nawet handlowym przedstawicielem Polski za granicą. Wahała się, a po głębszym przemyśleniu odrzucała te propozycje - pracę trzeba lubić, a ja lubię tę właśnie robotę - mówiła nieraz, mimo, bywało, wściekłości na statystyki, tabelki i nadmiar urzędniczych formalizacji.
Zawsze była ciekawa ludzi, tych z krwi i kości, ale także tych pokazywanych przez dobrą literaturę. Zwłaszcza tzw. literaturę gdańską - Niemca, ale przecież gdańszczanina Günthera Grassa, Pawła Huelle (tego od "Weisera Dawidka" - powieść fantastyczna, ale w realiach powojennego Gdańska). Lubi także książki poświęcone psychologii i egzotycznym religiom, pasjonuje ją wiedza o ludzkich możliwościach. Leszka Skuza ceni poezję, ale nie tę koturnową, tylko odnajdywaną na co dzień, tu gdzie żyjemy.
Od 20 lat wraz z gronem przyjaciół każdą wolną chwilę spędza nad jeziorami w domkach zrobionych z drewna własnymi rękami. Niektórzy z tej grupy wyjechali daleko, inni porobili kariery naukowe. Wszyscy jednak, tak jak L. Skuza, wracają, kiedy tylko mogą, do swojej chaty nad jeziorem.
|