Kto jest kim
Lista nazwisk w bazie danych "Kto jest kim" ATEST 6/1998
Antoni Gilewicz
Antoni Gilewicz
Mówi się o niektórych ludziach, że są z przedwojennego materiału. Do takich, niestety, już nielicznych, należy dr inż. A. Gilewicz. Jawi się on mi jako wieczny wędrowiec. W warszawskich czasach wpadał niekiedy do naszej redakcji - zawsze w drodze: właśnie pędził na spotkanie podkomisji oddziału PZiTB, stamtąd miał iść do CEBETU, później tylko zajrzeć na Politechnikę, zajść do dwóch biur projektów i odebrać materiały do ekspertyzy dla sądu. Nie liczyła się pogoda, A. Gilewicz, już wówczas pod osiemdziesiątkę, strzepywał z deszczu swój niezniszczalny prochowiec w kolorze maskującym, wycierał siedmiomilowe buty i wdawał się w miłą, choć krótką pogawędkę. Zawsze przynosił jakieś materiały. Niektóre były znakomite, np. drukowany na naszych łamach cykl poświęcony ocenie dokumentacji projektowej. Inne teksty były często jakimiś sprawozdaniami, zestawieniami wypadków mocno administracyjnymi - jednym słowem "pisaniem", które nie nadawało się do druku. Niektóre strony jego tekstów przypominały skórę bawołu, wielokrotnie wycinane, przeklejane, z dopiskami. A. Gilewicz nie obrażał się gdy nie drukowaliśmy takich tekstów, brał je pod pachę i próbował ulokować gdzie indziej.
Życiowa ruchliwość ujawniała się w jakże licznych jego posadach. Gdyby policzyć stanowiska, które piastował, zostałby zapewne rekordzistą. W tym samym czasie miewał zwykle po 3 posady - gdzieś etat i ze dwie połówki. W swojej karierze zawodowej był na przykład kierownikiem budowy, kwatermistrzem w wojsku (niedługo potem młodym rencistą wojskowym), głównym inspektorem bhp - po kolei w dwóch resortach, pracownikiem naukowym - biegłym sądowym, rzeczoznawcą w biurach projektów.
Mimo że wieczny wędrowiec, z niechęcią opuszcza Warszawę, bo wędruje głównie per pedes apostolorum. Mocno się zdziwiłem, gdy zdeklarował się jako wielki miłośnik motoryzacji. Jeździł na motorowerach, motocyklach. Po siedemdziesiątce, przy tylu posadach, uskładał sobie na samochód. A. Gilewicz należy do ludzi bardzo zgodnych, o wielkiej pogodzie ducha. Sam mówi o sobie, że jak go wyrzucali drzwiami, to wchodził oknem, jakby nigdy nic, uśmiechnięty. Taki jest i już.
W jego zapobiegliwości, jest jednak coś sympatycznego. Z zasady wiązał się z przedsięwzięciami, które nie przynosiły wielkich profitów - robił coś dla podkomisji oddziału Stowarzyszenia albo dla jakiegoś innego społecznego ciała. Nie wiadomo zresztą, czy prace te zostały przez kogoś wykorzystane. Zadziwiająco dużo bezinteresowności w tych poczynaniach.
Akcent A. Gilewicza jest piękny, kresowy, upodobania zdecydowanie galicyjskie - gromadzi sterty papierów, świadectw, na wszystko ma "bumagę". Wyliczenie jego funkcji społecznych jest obszerniejsze niż w przypadku największych społeczników. Równie skrupulatnie wymienia srebrne, złote i honorowe odznaki NOT, PZiTB (Polski Związek Inżynierów i Techników Budownictwa), SITPMB (Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Przemysłu Materiałów Budowlanych). Wymienia także odznaczenia kombatanckie i ostatnie wreszcie, a może przede wszystkim, z okazji 25-lecia Służb BHP - Krzyż Kawalerski OOP.
Zgadnijcie Państwo z jakiego miasta pochodzi? No, tak, to już się przeczuwało - Lwów. Urodził się w 1913 roku, został absolwentem IV Państwowego Gimnazjum. W latach 1931-1940 (z przerwami) studiował Wydział Inżynierii Lądowej i Wodnej Politechniki Lwowskiej. Tuż po studiach odbudowywał zniszczone podczas działań 1939 roku mosty koło Gródka Jagiellońskiego i koło Jaworowa. W roku 1944 pracował przy remoncie zbombardowanych parabolicznych hal żelbetonowych w zakładach lotniczych (po wojnie PZL) w Mielcu.
W Chełmie w 1944 r. ogłoszono Manifest PKWN; niedługo potem w tym samym mieście A. Gilewicz przez trzy lata wybudował 20 obiektów mieszkalnych i handlowych. Następnie odgruzowywał ze swoimi ludźmi Warszawę. W 1949 r. oddelegowano go do pracy w bhp (nie było przepisu, ale służby już działały). Po wejściu w życie słynnej uchwały nr 592 Prezydium Rządu z 1953 r. w sprawie służby bhp został głównym inspektorem bhp w resorcie transportu drogowego i lotnictwa, a później w resorcie gospodarki komunalnej. Dalej wymieniam tylko niektóre posady. W latach 50. pracował także w GIP, później w CIOP (1958-1960). Pracował na stanowiskach kierownika lub z-cy w Inspektoracie Pracy ZNP, w Komitecie Budownictwa, Urbanistyki i Architektury. Po drodze, uzyskał pierwszy w Politechnice Warszawskiej (1970) - i chyba nie tylko w tej uczelni - dyplom doktora nauk technicznych po obronie pracy o tematyce bhp. Ma uprawnienia kierownika budowy i projektanta, rzeczoznawcy ds. bhp w biurze projektów, inżynierską specjalizację II stopnia w specjalności ergonomia i ochrona pracy. Uprawnienia te wykorzystał pracując w różnych instytucjach, stowarzyszeniach i jako biegły sądowy.
Opublikował mnóstwo książeczek, i artykułów w prasie technicznej - od "Drogownictwa", poprzez "Ochronę Pracy", po "Przegląd Techniczny". Wykładał na licznych kursach, organizował konferencje, m.in. mające dobrą opinię spotkanie budowlanych w Białymstoku (lata 1970-1990).
Od 1981 roku jest na emeryturze. Ale tak naprawdę jego dzień pracy trwa tyle co przed laty. Opiniuje, doradza, szkoli, wydaje broszury. Przy tym wszystkim jest domatorem. W lecie łowi ryby na Mazurach, grzyby zbiera zwykle na Dolnym Śląsku. Ma własne przepisy na nalewki, zwłaszcza na miodzie. Lubi nosić z sobą "kropelki". Może dzięki temu ma doskonałą kondycję i lwowską pogodę ducha.
|