ATEST Ochrona Pracy

26 kwietnia 2024 r.

[Najnowszy numer] [Prenumerata] [Spis treści]     

 

ATEST 2/2024

Próba upolitycznienia rury

W "Ateście" nr 6/09 zamieszczono informację o organizowanym przez Muzeum Historii Polski w Warszawie konkursie "Antytechnika w PRL". Tekst ten, wyjaśniający zasady konkursu i jego "ideologię" podpisał Robert Kostro - dyrektor muzeum oraz prof. Bolesław Orłowski - przewodniczący jury. Przedmiotem konkursu mają być - zgłoszone przez zainteresowanych - powstałe w okresie PRL rozwiązania techniczne, politycznie niesłuszne z dzisiejszego punktu widzenia. Z ideą konkursu polemizuje w tym samym numerze "Atestu" red. Jerzy Knyziak ("Głupota wieczną jest..."), uważając, że głupota jest ponadczasowa i nie należy jej przejawów wiązać z jednym okresem naszej historii, bo równie wiele absurdów powstaje i obecnie. Red. Knyziak odnosi to jednak nie tyle do rozwiązań technicznych, co raczej do organizacyjno prawnych (tworzenie absurdalnych przepisów, z którymi usiłuje walczyć sejmowa komisja "Przyjazne państwo"). Ale, trzymając się tematu techniki, wróćmy do pomysłu przedmiotowego konkursu. Zmarły niedawno były prezydent Poznania Wojciech Sz. Kaczmarek zwykł był mawiać, że rura jest apolityczna. Chodziło o to, że gdy radni miejscy dyskutują nad celowością wniosku o konieczności remontu kanalizacji, powinni mieć na uwadze wyłącznie stan techniczny owej rury, a nie - która opcja polityczna zgłosiła wniosek.

Pomysł organizacji konkursu "Antytechnika w PRL", to właśnie nic innego, jak próba upolitycznienia rury. Jak dotąd, znam tylko jeden przypadek próby upolitycznienia czegoś, co z polityką nie ma nic wspólnego, ale było to, po pierwsze, w Związku Radzieckim, a po drugie, w czasach stalinowskich (koniec lat 40. ubiegłego wieku). Rzecz dotyczyła chemii, a ściślej - teorii wiązań chemicznych. Amerykański uczony Linus Pauling (późniejszy laureat nagrody Nobla z 1954 r., właśnie za badania wiązań chemicznych) ogłosił teorię rezonansu chemicznego, opisującą charakter struktury związków chemicznych. Dla przywódców ZSRR wszystko, co amerykańskie było nie do przyjęcia, zatem na zjeździe KPZR teorię rezonansu uroczyście potępiono jako kapitalistyczną czy wręcz imperialistyczną. Wolno było wspominać o niej w podręcznikach, ale wyłącznie jako o czymś błędnym, a naukowcy będący innego zdania (byli tacy!) nie mieli łatwego życia. Nie chcę narażać się na zarzut "strzału z grubej rury", ale pomysł konkursu kojarzy mi się z tym przypadkiem jednoznacznie. Obecnie panuje moda na tępienie, a co najmniej wyszydzanie wszystkiego, co łączy się z okresem "komuny", pojmowanej przez niektórych jako stały i niezmienny w czasie stan, który rozpoczął się dokładnie 22 lipca 1944 r., a skończył równie dokładnie 4 czerwca 1989 r. W ten właśnie nurt postanowili włączyć się organizatorzy konkursu. Szczególnie mnie niepokoi, że organizatorzy nie oczekują od zgłaszających przykłady peerelowskiej "antytechniki" jakichkolwiek dowodów na prawdziwość owych przykładów. Piszą: "jesteśmy całkowicie zdani na ludzką pamięć". A ta - jak wiadomo - bywa zawodna, a niekiedy kreatywna. W ostatnich latach np. do znudzenia wmawia się nam, jakie to absurdy panowały w peerelowskiej gastronomii, czego przykładem były owe łyżki na łańcuchach i przykręcone do stołu blaszane talerze. A czy to w ogóle prawda? No oczywiście, przecież każdy może to zobaczyć w filmie Barei.

Podobnie wmawia się nam, że "za komuny" oficjalną nazwą krawata był "zwis męski". W rzeczywistości wymyślił to pewien satyryk, a w PRL każdy wyrób mógł się nazywać wyłącznie tak, jak określono w wykazie SWW. Rzeczywiście występował tam zwis, ale była to lampa wisząca. Kpi się obecnie z pewnych rozwiązań technicznych z tamtego okresu, nie biorąc w ogóle pod uwagę, że w tamtych czasach poziom techniki był inny wszędzie, nie tylko u nas, a ponadto niektóre z owych wyśmiewanych wyrobów reprezentowały myśl techniczną zachodnioeuropejską, choć były wytwarzane w Polsce. Przykładem niech będzie Fiat 126. Czy na takie przykłady oczekują organizatorzy konkursu?

A jeśli już mowa o filmach Barei, uważanych przez niektórych za dokument... Parę lat temu czytałem wypowiedź pewnego historyka sztuki, który całkiem serio rozważał, czy w PRL było możliwe zabranie do domu przez partyjnego prominenta obrazu "Bitwa pod Grunwaldem". W końcu doszedł do wniosku, że takie coś nie mogło się wydarzyć, bo obraz Matejki jednak cały czas znajdował się w Muzeum Narodowym, prominent zatem załatwił sobie kopię. Chodziło oczywiście o epizod z serialu "Alternatywy 4", kiedy to grany przez Janusza Gajosa działacz partyjny Jan Winnicki postanowił ozdobić mieszkanie dziełem Matejki, a że mu się nie mieściło na jednej ścianie, załamał je pod kątem prostym na drugą ścianę.

Na koniec podam przykład, dotyczący co prawda inżyniera, ale mający aspekt bardziej psychologiczny niż techniczny. Otóż w latach 90. ubiegłego wieku opowiadał mi pewien inżynier, emerytowany (i to już wtedy od dawna) główny mechanik dużej firmy (oczywiście państwowej), o absurdalnym, obowiązującym "za komuny" przepisie. Przepis ów nakładał na zakłady produkujące wyroby metalowe obowiązek zbiórki złomu, przy czym ilość tego złomu narzucano odgórnie. Zakład mojego rozmówcy miał duże problemy z wywiązaniem się z tego obowiązku, bo nie miał tyle złomu ile kazano. Dochodziło do tego, że przeznaczano na złom dobre konstrukcje. Jednocześnie sąsiedni zakład dysponował nadwyżkami złomu w stosunku do narzuconego planu. Ale nie mógł sprzedać nadwyżek firmie mojego rozmówcy, gdyż surowo tego zabraniał właśnie ów przepis. - No i powiedz pan, czy to nie absurd - denerwował się emeryt. - Gdyby nie ten durny zakaz, oni by zarobili, a my wykonalibyśmy plan zbiórki. - Powiedziałem wtedy, że moim zdaniem absurdalny był przede wszystkim przepis narzucający w ogóle obowiązek zbiórki złomu. Tu mój rozmówca zaprotestował. Jego zdaniem ten przepis był akurat słuszny, bo złom, jako surowiec wtórny, miał znaczenie dla gospodarki, absurdalny był jedynie narzucony, nieprzystający do realiów, plan ilościowy. Że byłoby możliwe pozbywanie się złomu bez odgórnego nakazu - nie mieściło mu się w głowie. I tu byłoby zasadne pytanie do psychologa - czy to "komuna" skutecznie wdrukowała do mózgu inżyniera określony dogmat, czy on "tak miał" ponadustrojowo.

Sławomir Niedzielski

Dodaj swój komentarz


Maciej Ś.: Marny dowcip z przed ponad dwudziestu lat - Matka mówi do syna - synu, jak chcesz wyjść na ludzi, to zapisz się do ZOMO. - - - PS. "Dzisiaj" termin ZOMO to argument "ideowy", a może nawet ideologiczny. Ale kto potrafi ten skrót rozwinąć? (2009-08-22)


Dodaj swój komentarz  
 

©ATEST-Ochrona Pracy 2009

Liczba odwiedzin od 2000 r.: 58500258